Doktryna – od politycznej do militarnej: jak nie dać się zastraszyć

Doktryna polityczna jest to, najkrócej mówiąc, przyjęta przez danego aktora stosunków międzynarodowych metoda osiągania założonych celów politycznych. Na poziomie metafizycznym wynika ona z filozofii danego kręgu kulturowego, ideologii dominującej w danym regionie lub państwie. Natomiast bezpośrednio wpływa na nią wypadkowa uwarunkowań geopolitycznych i międzynarodowych oraz uwarunkowań wewnętrznych i posiadanych zasobów. 

Realizacja doktryny wymaga przyjęcia odpowiedniej strategii, a dopiero potem wdrożyć można już konkretne działania poziomu operacyjnego i taktycznego. Tutaj następuje szczegółowa analiza uwarunkowań oraz posiadanych zasobów i sprecyzowanie celów stawianych przed organizacją. Poziom strategiczny pozwala uszczegółowić doktrynę i wdrożyć do realizacji. 

Dzięki strategii można budować szczegółowe plany w perspektywie czasowej, terytorialnej oraz operacyjno-taktycznej. W krajach z silnym ośrodkiem władzy własną doktrynę wygłasza lider polityczny, który w ten sposób stara się nadać jej własny – personalny charakter. Taka doktryna może stanowić przesunięcie akcentów polityki danego aktora stosunków międzynarodowych, lub też, gdy nowe kierownictwo zamierza zasadniczo zmienić wektory polityki danej organizacji, doktryna może być radykalnie odmienna od poprzedniej, przy czym cele mogą pozostawać niezmienione. Jako przykład radykalnej zmiany doktryny można podać rewolucję islamską w Iranie w 1979 roku lub doktrynę Busha po zamachach z 11 września 2001. 

Z tak rozumianej doktryny politycznej wynika doktryna bezpieczeństwa narodowego. Jest ona komplementarna w stosunku do doktryny politycznej rozszerzając te czynniki i precyzując te cele, które dotyczą bezpośrednio obszaru bezpieczeństwa. W jej formułowaniu zasadnicze znaczenie mają uwarunkowania bezpieczeństwa, jak i posiadane zasoby – w tym organizacja zasad reagowania kryzysowego we wszystkich czterech swoich fazach. 

Z kolei z doktryny bezpieczeństwa narodowego wynika doktryna wojskowa, która koncentruje się na generalnej metodzie prowadzenia działań wojskowych (|w tym wojennych – doktryna wojenna). Można tu przedstawić doktrynę ofensywną, w tym zastraszania lub obronną, w tym odstraszania. Zazwyczaj doktryny w praktyce mają charakter mieszany, co szczególnie widoczne jest w sferze informacyjnej, jednak na podstawie działań, przygotowań, przeprowadzanych ćwiczeń, przekazu i zmian w przekazie na poziomie masowym – także w formie propagandy, informacji wywiadowczych itp., można wnioskować o faktycznym charakterze doktryny wojskowej co w dużym stopniu rzutuje na prawdziwy charakter doktryny politycznej.   

Zauważyć należy, że zgodnie z maksymą Sun-Tsu, „Osiągnąć sto zwycięstw w stu bitwach nie jest szczytem umiejętności. Szczytem umiejętności jest pokonanie przeciwnika bez walki.” – zastraszanie i odstraszanie są najkorzystniejszymi dla danego aktora wariantami doktryny ofensywnej i obronnej. 

Niemniej elementem zastraszania jest uwiarygodnianie stwarzanego przez siebie zagrożenia, dlatego aktor zastraszający, nawet jeśli jest to dla niego niekorzystne, jest skłonny rozpocząć działania ofensywne w nieoczekiwany dla innych sposób. Może tak być nawet jeśli doraźnie ponosi wskutek nich straty – co dla innych aktorów może wydawać się nieracjonalne.

Oczekiwanie na to, że takie działania aktora prowadzącego politykę szkodliwą dla własnego społeczeństwa doprowadzą do zmian przywództwa politycznego, co zapewne miałoby miejsce w krajach demokratycznych, może przysłaniać długofalowe konsekwencje. Agresor pomimo strat może zyskać wiarygodność w swojej doktrynie zastraszania i uzyskiwać znacznie większe korzyści bez działań ofensywnych w przyszłości. Za przykład można podać Rosję, Iran czy Koreę płn. 

Inaczej jest z aktorem realizującym doktrynę obronną. Ten także musi uwiarygadniać możliwości własnych działań obronnych, ale nie jest skłonny rozpoczynania takich działań i pragnie uniknąć ponoszenia strat. Musi zatem znacznie bardziej aktywnie działać – realnie budując swój potencjał militarny oraz odpowiednio oddziaływać w sferze informacyjnej komunikując kluczowe zmiany, aby zniechęcić potencjalnego agresora.

Znacznie ważniejsze są tu realne działania na rzecz pozyskiwania sprzętu, szkoleń i budowania nowoczesnego (pięcio-domenowego) systemu obronnego niż defilady, deklaracje czy często idealistyczne plany.  W tym obszarze miesić się także reagowanie na wszelkiego typu prowokacje ze strony agresora. Sposób i jakość takich reakcji – analizowana w dłuższej perspektywie czasowej może być jednym z kluczowych czynników decyzji o podjęciu działań ofensywnych – nawet jeśli potencjał odstraszania jest spory. 

Doktryna i jej realistyczna analiza ma kluczowe znaczenie dla przyjęcia trafnej strategii, a ta z kolei jest podstawą dla skutecznych działań w długiej perspektywie czasowej. Strategiczna (i doktrynalna) „ślepota”, brak strategicznej wyobraźni, a często partyjniactwo i ignorancja w kwestiach strategicznych są prostą drogą do katastrofy. 

Wypowiedź prezydenta Macrona w kontekście strategicznego wymiaru czasu

Prezydent Emmanuel Macron po spotkaniu głów państw i szefów rządów w Paryżu powiedział: „Dzisiaj nie ma konsensusu, aby wysłać wojska w oficjalny i zatwierdzony sposób na miejsce. Ale jeśli chodzi o dynamikę, nie można niczego wykluczyć”. Jest to ciekawy przypadek użycia głębi strategicznej wymiaru czasowego w trwającym konflikcie z Rosją. Wypowiedź ta jest częścią gry, jaką prowadzą liderzy europejscy z Rosją, bowiem wojna w Ukrainie jest jedną z wielu płaszczyzn na których toczy się konflikt na arenie międzynarodowej. Ważną umiejętnością jest czytanie całej gry a nie jedynie jej elementów, nawet jeśli są tak ważne i tragiczne w konsekwencjach.

Zdjęcie z portalu Rzeczpospolita https://www.rp.pl/dyplomacja/art39906241-emmanuel-macron-nie-wykluczyl-ze-europa-wysle-zolnierzy-na-ukraine

W swojej książce Sztuka budowania pokoju przedstawiłem model trójwymiarowej głębi strategicznej. Pierwszym jej wymiarem jest głębia prowadzonych działań – perspektywa poziomów od wielkiej polityki po poziom taktyczny (najbardziej obrazowo przedstawił je Clausewitz w książce O wojnie, warto też skorzystać z książki S. Kozieja Teoria Sztuki Wojennej). Powiązanie tych wszystkich poziomów jest abecadłem strategii, ale przez to nie staje się łatwiejsze w realizacji. Drugi wymiar jest najbardziej oczywisty – to wymiar przestrzenny. Tym wymiarem najczęściej ilustruje się głębię strategiczną na przykładzie Rosji, czy Pakistanu dążącemu do zbudowania swojej głębi strategicznej w Afganistanie (T. R. Franks, American Soldier).

Trzecim wymiarem jest czas. Czas w perspektywie strategicznej można skrócić prowadząc działania pozoracyjne i niespodziewanie dokonując radykalnego zwrotu, albo wydłużyć np. negocjując w celu odwleczenia uderzania przeciwnika. Zastosowanie wszystkich trzech wymiarów świetnie pokazywał Izrael w wojnach z krajami arabskimi.

Gra wymiarem czasu jest bardzo istotna w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. W pierwszym okresie wojny po 24 lutego 2022 Rosja maksymalnie skracała czas – chcąc uniknąć zerwania więzi z Zachodem i sankcji – dążąc do najszybszej likwidacji władz w Kijowie i zajmując terytoria ukraińskie na wschód od Dniepru oraz korytarz do Naddniestrza. Tzw. Operacja Specjalna miała być błyskawiczna i postawić Zachód przez faktem dokonanym.

Gdy to się nie udało, perspektywa czasu się zmieniła i Kreml zbudował nową strategię, w której przewidziano więcej czasu na zajęcie Donbasu i południowej Ukrainy kosztem zerwania więzi z Zachodem i funkcjonowania pod najcięższymi sankcjami w historii. Gdy front wiosną 2023 roku się ustabilizował i żadna ze stron nie zyskiwała przełamania pomimo wielkiej koncentracji sił na wybranych kierunkach uderzenia, perspektywa czasowa Rosji zmieniła się ponownie.

W końcówce roku 2023 Putin stwierdził, że wojna będzie trwać 5 lat. Stwierdzenie to było wykorzystaniem wymiaru czasu w taki sposób, że z jednej strony wysyłano sygnał, że Rosja jest gotowa na tak długotrwały konflikt pełnoskatowy pomimo zerwania więzi gospodarczych i politycznych z Zachodem oraz sankcji. Z drugiej zaś strony informacja ta wymierzona była w te wszystkie zachodnie kalkulacje według których wciąż liczono na szybkie zakończenie wojny. Wielokrotnie twierdzono, że czas gra na niekorzyść Rosji, Putin więc starał się odwrócić ten paradygmat i pokazać, że czas jest po stronie Kremla, ale wielokrotnie mniejsza Ukraina tego czasu tyle nie ma. Próbował wytworzyć wrażenie, że dalsze wpieranie Ukrainy to topienie miliardów dolarów (czy Euro) w „projekcie”, który rozciąga się na co najmniej 5 lat i w tej perspektywie nie ma szans powodzenia.

Wypowiedź Putina miała miejsce po tym gdy głośno zrobiło się w kwestii wstrzymania pomocy finansowej dla Ukrainy w kongresie USA. Putin w ten sposób wstrząsnął wieloma politykami, bowiem jego problemy sprzętowe wiążą się z przełamywaniem frontu, ale jeśli konflikt ma być długotrwały, z niewielkimi – stopniowymi zyskami terytorialnymi – kolejnych małych miasteczek i wiosek takich jak Awdjiwka, bez dynamicznych działań manewrowych, to de facto Rosja może go prowadzić latami i z tego wszyscy sobie zdają sprawę.

W tym kontekście trzeba umieścić ostatnią wypowiedź prezydenta Macrona. Prezydent Francji twierdząc, że na razie nie ma konsensusu co do wysłania żołnierzy NATO do Ukrainy, ale że w przyszłości jest to możliwe, odbiera inicjatywę w wymiarze czasu Putinowi. Coraz bliższe jest pojawienie się samolotów F-16 na ukraińskim niebie, co może w pewnej perspektywie czasowej zmienić sytuację w powietrzu, coraz większa mobilizacja w dostawach sprzętu wojskowego i amunicji przez państwa europejskie (bez oglądania się na USA) także wzmocni Ukrainę, jeśli do tego dodać perspektywę wojsk NATO oficjalnie włączających się w wojnę i wzmacniających siły ukraińskie sytuacja zmieniłaby się diametralnie. Ważnym czynnikiem jest też wstąpienie Szwecji i wcześniej już Finlandii do NATO.

To Kreml musi teraz kalkulować ważną zmianę sytuacji w nieznanej perspektywie czasowej. Ogranicza to swobodę w płaszczyźnie czasowej przy jednocześnie „zablokowanych” dwóch pozostałych wymiarach strategicznych (brak postępów na froncie – wymiar przestrzenny oraz brak możliwości manewru w wymiarach operacyjnym i taktycznym). Wszystko to powoduje, że Putin może tym sposobem utracić inicjatywę strategiczną we wszystkich wymiarach.

Oczywiście jego wielką nadzieją jest Trump w Białym Domu i rzeczywiście taka perspektywa będzie czynnikiem, który może wszystkie te kalkulacje zburzyć, szczególnie jeśli nowy prezydent wprowadziłby swoje zapowiedzi o zmuszeniu Ukrainy do szybkiej kapitulacji – czym de facto jest zapowiedź całkowitego wstrzymania wsparcia i zaprowadzenia pokoju w 24 godziny.

Jest wiele czynników które będą kształtować sytuację w najbliższych latach, stąd trudno prognozować dalszy przebieg wydarzeń, ale w tej „grze”, w której na froncie i w ukraińskich miastach i wsiach cierpią i giną setki tysięcy ludzi, ważne jest by to Zachód miał inicjatywę i umożliwiał Ukrainie działanie we wszystkich trzech wymiarach głębi strategicznej. Jest to jedyny sposób na to, by ograniczyć imperialne dążenia Rosji.

Gra Kremla na „nonsens” w kontekście koncepcji Erica Berna

Joe Biden ostrzega przed planami Putina, wg których ma uderzyć na któreś z państw NATO, a prezydent Rosji w reakcji nazywa to nonsensem. Pojawiają się co najmniej dwa dylematy – po pierwsze czy politykom można wierzyć? Po drugie czy w słowach rosyjskiego prezydenta można w ogóle doszukiwać się choćby słowa prawdy? Obaj prezydenci grają w grę, którą bez kontekstu politycznego ostatnich lat trudno byłoby zrozumieć. Dowolność interpretacji tej gry jest tym, co służy manipulacjom w skali globalnej i przeciąganiem całych społeczeństw na swoją stronę. Jednakże ta sama gra odbyła się już kilkukrotnie i można z niej wyciągnąć bardzo ważne wnioski… jeśli pomimo tego wciąż tkwimy w przekonaniu, że „teraz to już na pewno jest inaczej” to świadczy o tym, że mamy oczy „szeroko zamknięte”. 

Wg Erica Berna ludzie nieustannie grają w gry. Dzięki znajomości mechanizmów tej gry można odczytać ukryte intencje, a nawet doszukiwać się motywacji. Na tym polega terapia osób u których te gry „idą za daleko” niszcząc ich relacje osobiste, czy negatywnie wpływając na sytuację zawodową. Niestety nie wszystkich, pomimo zdiagnozowania, da się poddać terapii. 

Gry rozgrywamy intuicyjnie korzystając z naszych naturalnych reakcji na konflikt lub świadomie, korzystając z różnych dostępnych scenariuszy i zachowań. W przypadku sprawnych polityków niemal zawsze mamy do czynienia z tą drugą opcją. A zatem w co grają obaj politycy w tej sytuacji? Warto najpierw krótko przedstawić ów kontekst, żeby nie sięgać daleko – to jedynie sprzed 24 lutego 2022. 

Rozgrywała się wtedy podobna gra. Biden i Blinken mówili wówczas o planach pełnoskalowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę, a Putin nazywał to nonsensem. Koncentrację wojsk na granicy z Ukrainą politycy na Kremlu uzasadniali ćwiczeniami wojskowymi. Jednocześnie na spotkaniu Rosja-NATO, 13 stycznia strona rosyjska wysunęła pakiet żądań, które nazwała gwarancjami bezpieczeństwa. W swych żądaniach politycy rosyjscy szli tak daleko, że defacto oczekiwali wycofania się NATO z całej Europy środkowej i rzeczywistego rozbrojenia nie tylko Ukrainy, ale też Polski i pozostałych krajów tego regionu. 

Owe „gwarancje bezpieczeństwa” dla Rosji równały się z pełną dominacją polityczną Moskwy w Ukrainie, ale i utworzeniem warunków dla szybkiego odbudowania wpływów w regionie byłego Układu Warszawskiego. Dokładnie to zapowiada Putin w swoich wystąpieniach publicznych – odbudowanie potęgi Rosji z czasów ZSRR. A zatem przekaz Kremla nie pozostawał złudzeń w państwach leżących w obszarze, do którego kontroli Putin rości sobie prawa, ale gra na „nonsens” była kierowana do innych aktorów. 

W ostatnim sprzed wojny w Ukrainie numerze Le Mond Diplomatique, ukazał się wówczas obszerny wstępniak, w którym zapowiadaną przez liderów USA inwazję rosyjską na Ukrainę nazywano… nonsensem. Uzasadniano, że Rosja może i nieładnie straszy swoim potencjałem zbrojnym, ale w istocie jest państwem racjonalnym i takiego uderzenia na suwerenne państwo, którego granice uznała nie przeprowadzi. 

Oficjalne zaprzeczenie planom inwazji przez samego Putina, przy jednoczesnym wysuwaniu żądań określanych jako „gwarancje bezpieczeństwa” czyli gra na „nonsens” miała przedstawiać Rosję jako troskliwego acz surowego Rodzica (z koncepcji Berna), a zatem takiego, który wprost wynika z kulturowego kontekstu Rosji – państwa o kulturze wschodniej, gdzie rola rodzica jest znacznie bardziej autorytarna niż na Zachodzie. Rosja jako opiekunka ludności ukraińskiej (Dziecko) , ma zadanie wyzwolić tę ludność spod władzy „agentów zachodu” – czyli współczesnych „nazistów” (agresywny, opresyjny Rodzic) – jak często w propagandzie rosyjskiej jest nazywane NATO. W USA mówiono wówczas, że przekaz Białego Domu po latach doświadczeń uległ zmianie i postawiono na ujawnianie części danych wywiadowczych. Blinken mówił, że ich stanowisko jest jasne – Ukrainę czeka pełnoskalowa, brutalna inwazja i trzeba natychmiast wspierać jej możliwości obronne (Rola Dorosłego).

W krajach, które sympatyzują z Rosją, a także w kręgach republikańskich zbliżonych do Trumpa, środowisku Le Pen we Francji, czy wśród niektórych polskich ekspertów uznano, że ta retoryka USA jest prowokacją, która ostatecznie „zmusiła” Rosję do napaści na Ukrainę. Czyli inaczej mówiąc – Biden mówiąc o napaści Rosji na Ukrainę jest winny tej napaści, a nie Putin, który rozkaz do ataku wydał. 

Obecnie ma miejsce ta sama retoryka. Nasiliła się ona po doniesieniach o poważnym ograniczeniu finansowania i wsparcia militarnego Ukrainy przez USA, co wynika z blokowania tego wsparcia przez republikanów zdominowanych przez frakcję Trumpa. Wcześniej też na Kremlu ogłaszano wiele sukcesów w wojnie z Ukrainą, ale nie było tak wielkiej inwazji informacyjnej jak obecnie – w końcówce roku 2023. Na Kremlu może wydawać się, że wszystko zmierza w stronę najlepszego dla Rosji scenariusza. Bez wsparcia USA dla Ukrainy, Rosja na wiosnę może poczynić duże postępy w wojnie, zajmując nowe terytoria, wybory w Rosji odbywałyby się pod znakiem triumfu w wojnie z NATO, a powracający do Białego Domu Trump stanowiłby początek degradacji NATO jako siły zdolnej do powstrzymywania Rosji. Czy taki scenariusz jest zupełnie nierealny? Niestety nie, dlatego właśnie Biden ostrzega przed wojną Rosji z NATO.

Stąd Rosja, po długim milczeniu w kwestii celów wojny na Ukrainie, znów zaczęła wysuwać warunki „pokoju” – żądając nie tylko bezwarunkowej kapitulacji, ale oddania terytoriów, które są pod kontrolą Ukrainy. Rosja chce zrealizować pierwotny plan – zajęcia wschodniej Ukrainy od rzeki Dniepr oraz Chersońszczyzny i obwodu Odeskiego łącząc swoje nowe imperium z Naddniestrzem. W takiej sytuacji Putin nawet nie musiałby już żądać rezygnacji władz „nazistowskich” w Ukrainie, bo te nie miałyby szans się utrzymać.  

Jeśli ktoś uważa, że w takiej sytuacji Mołdawia, na której terytorium, w zbuntowanym obszarze Naddniestrza przebywają wojska rosyjskie, byłaby bezpieczna, czy państwa bałtyckie, będące częścią NATO, ale na których terytoriach są duże grupy mniejszości rosyjskiej, to zamyka „szeroko oczy”. „Opieka rodzicielska” Rosji dotyczy jednakże tylko Rosjan i „mniejszych Rosjan” – czyli Ukraińców (wyjąwszy tych zbuntowanych przez Zachód – czyli „Nazistów”). 

Mołdawianom etnicznie bliżej do Rumunów, Polacy to społeczeństwo od wieków nie dające się skleić „klejem słowiańszczyzny” z Rosją, 50-letni eksperyment z PRL skutecznie wyleczył z takich pomysłów. Finowie w NATO to także zaciekły wróg. Rosja swoją „opiekuńczą” rolę Rodzica rezerwuje dla części Ukraińców, części Mołdawian w Naddniestrzu, ale przede wszystkim dla niezachodniej części świata. Co ciekawe rola rodzica jest także zarezerwowana dla Zachodu – w tym Polski. Ale to już rodzic surowy, który najpierw musi wyplenić z dziecka zepsucie, deprawację, brak prawdziwej religijności itd. Potem wprowadzi ład i porządek – czyli Ruskij Mir. 

Problem w tym, że Zachód bardzo długo przyjmował rolę Dorosłego (z koncepcji Berna) i próbował ściągnąć Rosję do takiego samego Ego. W relacji Dorosły-Dorosły działania stają się racjonalne, relacje wiarygodne. Jednakże na perspektywę rosyjską mocno wpływały kompleksy niższości wobec Europy. Oczywistym bodźcem było tu porównanie jakości życia społeczeństw zachodnich i rosyjskiego, wskaźniki gospodarcze itd. Przez to właśnie nie udało się sprowadzić dialogu do Dorosły-Dorosły i dla Rosji zawsze była to projekcja ról – Zachód Rodzic – Rosja Dziecko, w ramach transakcji krzyżowej. W Rosji te role były postrzegane jako Rosja surowy Rodzic (i tu cała ideologia Aleksandra Dugina o Rosji jako sile nawracającej i naprawiającej Zachód) vs Zachód zagubione, bezradne Dziecko. Projekcja relacji (ukryta transakcja z perspektywy Rosji) i realna relacja postrzegana przez Rosję były skrajnie konfliktujące. 

Owe próby ściągnięcia Rosji do roli Dorosłego to była jedyna szansa na uniknięcie wojny. Pomimo wielu bodźców w postaci partnerskiej współpracy Zachodu z Rosją, nie udało się tej relacji D-D zbudować. Po 24 lutego 2022 niepowodzenia rosyjskie na froncie w Ukrainie powodowały porzucenie transakcji D-D i przedstawianie Rosji jako zbuntowanego i niemądrego Dziecka co wpisuje się w promowaną przez lata projekcję rosyjską. Dla Kremla jest zatem potwierdzeniem ich stanowiska sprzed wojny, choć w istocie jest jej efektem. Zachód stoi na stanowisku, że jedynym sposobem jest ukaranie przykładne Dziecka, a jednocześnie Rosja zamierza ukarać przykładnie Dziecko zachodnie. A zatem relacja krzyżowa i konflikt się pogłębiają. 

Ewentualne zwycięstwo Rosji w Ukrainie byłoby pierwszą z kar jakie Rosja wymierza NATO i Zachodowi. Ale siła jaką w ten sposób Rosja zyska zbuduje motywację do kolejnych działań. Liderzy na Kremlu mówią to niemal otwarcie, ale gra na nonsens ma pozorować rolę rodzica troskliwego którego chcą w Rosji widzieć społeczności wielu państw niezachodnich. Tam często słychać, że Rosja nie chciała napadać na Ukrainę, ale musiała. Podobnie powiedzą o Litwie, Łotwie, Estonii, Mołdawii, Polsce. W razie spełnienia wyżej zarysowanych warunków, taka wojna będzie nieuchronna, choć zapewne w perspektywie kilku lat, gdy Rosja odbuduje się militarnie.

Stacja RuSSkij Mir jest o jedną porażkę przed nami

Geopolityczny pociąg jechał zawsze wolniej lub szybciej, ale 24 lutego 2022 zjechał na nowy tor i zdecydowanie przyspieszył. Jego trasa zależy teraz od kolejnych ważnych rozjazdów i od tego kto mocniej wpłynie na kierunek jego jazdy. Kluczowym rozwidleniem jest wojna w Ukrainie. Jeśli Zachód prześpi ten rozjazd obudzimy się na stacji RuSSkij Mir, a wtedy zatęsknimy za tak chętnie krytykowaną stacją Hegemonia USA.

Ewentualna rezygnacja Zachodu ze wsparcia Ukrainy to nie jest kwestia „końca wojny” i (wreszcie) pokoju w Europie. To oczywiste, że bez wsparcia militarnego i gospodarczego Ukraina zostanie pobita i jako państwo upadnie, co spowoduje krótki okres „pokoju”. Nie będzie to jednak taki pokój jak rozumie go Zachód, jak rozumiemy go w Polsce. W koncepcji Gierasimowa strategia Rosji to ciągła wojna prowadzona różnymi metodami, w której pokój jest jedynie czasem przegrupowania i zebrania sił przed kolejnym starciem. Będzie to zatem pauza strategiczna potrzebna Rosji na odbudowanie potencjału ofensywnego, przegrupowanie sił i decyzję o kolejnym kierunku podbojów. Russki Mir to nie pokój, ale ciągła wojna, to ład oparty na konflikcie. Na Kremlu wiedzą, że świata nie podbiją, ale mogą go podbijać… nieustannie.

Moment upadku Ukrainy i podziału jej terytorium stanie się historycznym sukcesem Rosji – kluczowym etapem odbudowywania jej imperium. Propaganda rosyjska będzie głosić pokonanie NATO i niezależnie od realiów inicjować potężną falę mobilizacji społecznej oraz wojskowej, opartą na tym (rzekomym czy nie) sukcesie. Pompowanie propagandy, wielkiej Rassiji i świata u jej stóp nie będzie miało końca. Na umysłach Rosjan odciśnie się to bardzo szybko i będą gotowi do kolejnych poświęceń – włącznie z poświęceniem życia dla swojej imperialnej Rosji z carem Putinem na czele.

Gra nigdy nie toczyła się i nie toczy się o Ukrainę. Brzeziński pisał dawno temu, że Ukraina stanowi dla Rosji element potrzebny do odbudowania imperium.

Rosjanie z propagandowej ofiary (NATO nam zagraża, świat przeciw nam) staną się znów zdobywcami – a przecież ta kalka historyczna jest nam dobrze znana z lat 30-tych XX wieku. Podbój Ukrainy wyzwoli w Rosjanach pierwotne instynkty, które pogłębiane przez propagandę przerodzą się w impuls do dalszych podbojów. Kluczowy element propagandy to odniesienie do NATO, które jest postrzegane (słusznie) jako główna siła militarna świata, a teza o jego pokonaniu będzie świadczyć (niesłusznie) dla Rosjan o możliwości zdominowania świata.

Putin będzie z pewnością chciał tę sytuację wyzyskać i do tego będzie mu potrzeba szybkich zdobyczy potwierdzających kurs na odbudowę imperium. Putin mający przed sobą kilka-kilkanaście lat sprawowania władzy (ze względu na wiek) miałby w takiej sytuacji, pokonując Ukrainę jedyną realną szansę (window of opportunity) na realizację swoich marzeń z dzieciństwa i młodości o wielkiej Rosji dominującej w świecie pod jego przywództwem.

To, czy taka wizja Putina jest możliwa do realizacji nie ma znaczenia. Chodzi o zmierzanie do celu, nawet jeśli jest nieosiągalny. Ważne, że tym będą upajać się Rosjanie, na tym będą budować duginowskie poczucie wyższości nad „zgniłym zachodem”. Z pewnością w takiej sytuacji Kreml nie wprowadzi retoryki pokojowej – osiągnęliśmy cele w Ukrainie i wracamy do współpracy z Zachodem. Taka opcja jest już przeszłością do której powrotu nie będzie. Wielokrotnie o tym pisałem, że 24 lutego 2022 świat zmienił się bezpowrotnie i do dawnego układu sił powrotu już nie ma. Stworzy to poważne zagrożenia dla Polski, państw bałtyckich czy Mołdawii, a później kolejnych państw.

W takiej sytuacji stosunek Chin do Rosji też się zmieni – ostrze propagandy i działań Rosji na lata będzie zwrócony w kierunku Zachodu, a zatem siła Rosji nie będzie fundamentalnie martwić elit chińskich choć z pewnością wzajemna nieufność jest i będzie między tym aktorami dominować. Niemniej militarno-polityczny triumf Rosji w Ukrainie da impuls do realizacji Nowego Ładu, który Putin i Xî zapowiadali w czasie igrzysk olimpijskich tuż przed rosyjską napaścią na Ukrainę.

Ład ten ma być budowany na zasadzie politycznej dominacji Rosji w Europie i chińskiej dominacji polityczno-gospodarczej w Azji.

Będzie on podważać dotychczasowy ład oparty na dominacji USA i Zachodu i na zasadach demokracji i wolności. W przypadku ładu rosyjsko-chińskiego wolność i demokracja nie są priorytetami – nawet w warstwie deklaratywnej. Do porozumienia rosyjsko-chińskiego bardziej czy mniej chętnie dołączy wielu aktorów takich jak Turcja, Iran, Indie i wielu innych co byłoby skrajnie niebezpieczne dla Zachodu (w tym oczywiście Polski).

W USA są środowiska, które te zagrożenia widzą wyraźnie, jednym z ich reprezentantów był Zbigniew Brzeziński, który potrafił czytać grę globalną na „Wielkiej szachownicy”. Obecnie elity w USA są podzielone. Rośnie niechęć do wspierania Ukrainy w społeczeństwie. Niektóre środowiska republikańskie, nie kryją swojej fascynacji Putinem (zdobywcą). Modne jest wśród nich stwierdzenie, że woleliby na prezydenta USA Putina niż kandydata demokratycznego. Takie wypowiedzi byłyby nie do pomyślenia kilkadziesiąt lat temu. Politykę Białego Domu mogą zdominować populiści pokroju Trumpa i wtedy zapowiadany wzrost tendencji izolacjonistycznych stanowiłby doskonały element umożliwiający zapoczątkowanie nowego ładu stanowionego przez Kreml i Pekin.

15 listopada br., pod San Francisco doszło do rozmów USA – Chiny i przebiegły one w obiecującej atmosferze, szczególnie uwzględniając wcześniejsze bardzo złe relacje Waszyngton-Pekin. Powzięto kilka ważnych postanowień, z których kluczowym jest bezpośrednia komunikacja pomiędzy poszczególnymi szczeblami administracji i wojska po obu stronach. Biden potwierdził nieingerowanie w politykę jednych Chin (przy jednoczesnej ochronie obecnego status quo na Tajwanie), a Xî zapewnił, że nie planuje napaści na Tajwan.

Możliwości dalszych działań polityczno-militarnych Putina, zmierzających do odbudowy imperium będą zależały od tego czy odniesie zdecydowany sukces – dzieląc Ukrainę i anektując jej terytoria; sukces propagandowy gdy realnie nie utrzyma większości zajętych terytoriów, czy też zmuszony zostanie do zupełnego wycofania się z Ukrainy i zawarcia pokoju który, zostanie odebrany jako porażka Kremla.

Po dramatycznym skręcie z 24 lutego 2022 zbliżamy się do kluczowego rozjazdu w Ukrainie. Sytuacja we wschodniej i południowej Ukrainie jest wciąż patowa. Ukraińcy mają wolę walki, tysiące poświęciły życie i kolejne poświęcą. Decyzja o zdecydowanym wsparciu sprzętowym nie niesie już dziś żadnych konsekwencji ze strony Rosji. Ta jest szachowana przez Chiny w kwestii użycia broni nuklearnej, a jej potencjał konwencjonalny jest nieporównywalny z zachodnim. Potrzebna jest jednak żelazna wola by pociąg skręcił w stronę ochrona Ładu Zachodniego.

Własny Bóg

Bóg nadał Żydom ziemię i każe teraz wygonić z niej Palestyńczyków, pozwala też na stosowanie wszelkich metod w tym celu włącznie z zabijaniem kobiet i dzieci. Muzułmanom z kolei bóg nakazuje zepchnąć Żydów do morza i odzyskać swoją ziemię, stosując przy tym nawet dzieci jako zamachowców samobójców. Chodzi o tę samą ziemię, którą bóg nadał Żydom. Chrześcijański bóg ma uświęcać broń i zachęcać Rosjan do mordowania Ukraińców, co po pół roku wojny potępił oficjalnie papież Franciszek, by zaraz potem podkreślać w trakcie trwającej wojny wielkość Rosjan i wagę kontynuacji ich historycznych dzieł odwołując się do cara Piotra I jako wzorca. 

Powiecie, że to grupka radykałów tak uważa? Wczoraj przedstawiciele Izraela w ONZ cytowali Biblię uzasadniając każdą ofiarę w Gazie – włącznie z kobietami i dziećmi, wcześniej słuchałem wykładu jednego z liderów Bractwa Muzułmańskiego, który twierdził, że z Koranu wynika, iż wspaniale jest, gdy dziecko wysadza się zabijając Żyda i idzie do nieba by na zawsze pozostać radosnym dzieckiem. Z kolei patriarcha Cyryl wykorzystuje Biblię by zbierać fundusze, dzięki czemu formuje własne oddziały religijne w Rosji, które mają walczyć przeciwko „ukraińskim faszystom”. Usprawiedliwiał też wszelkie zbrodnie popełniane na cywilach. 

To nie grupka radykałów, ale ważni, wpływowi liderzy mówią to co mówią, a każdy z nich dysponuje setkami tysięcy kont (najczęściej świeżo założonych przed danym konfliktem lub w trakcie) na platformie X, czy innymi metodami medialnymi potęgującymi ich przekaz tak by docierał jak najszerzej w ramach tzw. wojny informacyjnej. 

Zachodzi zatem pytanie – czy to jeden bóg, który każdej grupie mówi coś przeciwnego i bawi się potem oglądając z góry jak ludzie się mordują? Taki bóg przypominałby Zeusa lub Jowisza ze starożytności. Jeśli jest tak jak te grupy najczęściej twierdzą, że to ich bóg jest jedyny, a pozostali są fałszywi – to co sprawia, że ta jedna grupa rozpoznaje właściwego Boga, a pozostałe się mylą? Jeśli Bóg jest dobrem, to dlaczego miałby wybierać jeden naród – czy to Żydów, Muzułmanów, Rosjan czy Polaków, a pozostałe mamić i oszukiwać? Dlaczego bóg – ten jeden Bóg nie miałby im także się objawić i połączyć zwaśnione narody zamiast kazać temu jednemu przekonywać innych, a jak się nie udaje, to mordować innych w swoim imieniu? 

Trafnie o tym temacie pisała Anna Siewierska-Chmaj w książce „Mit polityczny”, gdzie religię włączyła w szerszy kontekst mitu: „Prawda mitu jest prawdą absolutną”. Mit w postaci religii nie daje pola do dyskusji, negocjacji, a w konsekwencji często pokoju i stabilizacji. Dopóki wszystkie nasze krzywdy nie zostaną zadośćuczynione, straty odzyskane, bóg jest niezadowolony, bo On wybrał nas – naznaczył swoją boskością, a zatem nikt inny racji mieć nie może, a nam samym sprzeciwiać się Bogu nie wolno. W teorii negocjacji kluczowym punktem jest wyjście od stanowisk i szukania wspólnoty interesów. W tym przypadku nie ma wspólnoty interesów nigdy, bo Bóg wybrał nas a nie „ich”, więc oni nie mogą mieć racji. W „Dniu Świra” trafnie określano to „Racja najmojsza”. 

Pozostają dwie opcje. Pierwsza, że wszyscy powyżej się mylą, a Boga rozpoznali ludzie umiarkowani, którzy szukają porozumienia, nie krzywdzą, nie mordują, ale pozostają bez zasadniczego wpływu na wydarzenia. Bóg pozostawia wolną wolę i nie interweniując jednocześnie zapowiada, że kiedyś nas rozliczy. Ale przecież wciąż odnajdujemy cuda jakie zsyła na ziemię, modlimy się by zatrzymał dany konflikt, by pomógł nam w codziennych trudnościach. No więc interweniuje czy nie? Jeśli interweniuje tylko kiedy uważa za stosowne w innych przypadkach pozostawiając wolną wolę, to doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego dopuścił do zbrodni Hitlera, Stalina czy obecnie Putina czy tego co stało się 7 października i co obecnie dzieje się w Gazie. Standardowa odpowiedź na takie pytania to „niezbadane są wyroki boskie”, która zamyka te trudne dywagacje.

Jest Jeszce druga opcja – że Boga nie ma, a wtedy wszystkie te grupy zwyczajnie go sobie „lepią” na swoje podobieństwo i zgodnie ze swoimi życzeniami. Wówczas popiera on tylko ich rację, ich wskazuje do roli narodu wybranego, który jako jedyny mając kontakt z Bogiem wierzy we właściwe bóstwo i zadaniem jest przekonać innych którzy nie widzą Go, albo nie poznają (bo są za głupi?)… 

Gdy o tym myślę, natrętnie nasuwa mi się na myśl dawny przebój Depeche Mode „Personal Jesus”.  Taki własny bóg, który słucha tylko mnie, opiekuje się tylko mną… Można to odnieść do kontekstu społecznego i koronowania Jezusa na króla Polski, pomimo, że wierni twierdzą, iż jest panem świata. Stąd krok do apelu – niech każdy wierzy w co chce, lub nie wierzy w nic, bylebyśmy się nie krzywdzili i zabijali.

Choć ten apel to czysty idealizm – utopia. Ludzie będą się krzywdzić i zabijać zawsze, dlatego że mają swojego uniwersalnego boga, który stoi ponad tymi wszystkimi – boga dwoistego – połączenia władzy i pieniędzy. Jedno z drugim jest nierozerwalnie związane, choć są to rzeczy różne. Za wojnami nie stoją bogowie, tylko dążenie do władzy i pieniędzy. Nie istnieją wojny religijne, bo religie służą żądnym władzy by tę władzę zdobyć, a nic nie motywuje mas tak jak wola boża.

Ten kto potrafi przekonać masy, że ją zna i wie, że bóg wybrał właśnie jego i nakazał zniszczyć przeciwników, ma potężny oręż. Celem nie jest jednak głoszenie Słowa Bożego, bo tego na wojnach nie ma, tylko podporządkowanie sobie jak największej ilości ludzi, bogactw, ziemi.Kontrola nad tysiącami, milionami, miliardami to jest cel, który upaja najbardziej, a narzędziem do tego są pieniądze.

Każdy kto na czele wojsk napadał na innych czynił to dla władzy, choć stosował retorykę, która odpowiednio mogła maskować te rzeczywiste intencje. W końcu masy mogą nie chcieć ginąć za megalomana chcącego zapisać się w historii. Jednak gdy opowiemy mit o wielkim narodzie prowadzonym przez samego boga, to już zupełnie inna opowieść