13/14.03.2022, 18 doba

Bombardowania wielu miejscowości, w tym w zachodniej Ukrainie zbombardowano Centrum Misji Pokojowych i Bezpieczeństwa. Według informacji NYT miała tam przebywać grupa 1000 żołnierzy tzw. Legionu Cudzoziemskiego szkoląca się do udziału w walkach obronnych Ukrainy. Według doniesień ok 100 jest rannych. Rosyjska propaganda donosi o tysiącach poległych „najemników”.

Front północny

Oleksij Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego przekazał wieczrem informację, że wojska rosyjskie pod Kijowem są obecnie rozbite i nie ma teraz bezpośredniego zagrożenia wojennego dla stolicy Ukrainy.

Podobna sytuacja – dodał – jest teraz w rejonie Charkowa na wschodniej Ukrainie, Czernihowa na północ od stolicy, jak i Sum, miasta na północnym wschodzie kraju. Arestowycz wskazał, że widać tam niewielkie działania taktyczne wojsk rosyjskich.

Front połudnowy

Wciąż ciężkie walki i bombardowania Mariupola i Mikołajewa.

Rosjanie przygotowują „referendum” w Chersoniu… w tym celu torturują mera miasta i urzędników, żeby współpracowali z okupantem.

Wciąż pojawiają się doniesienia o przygotowywanym ataku na Odessę.

Front wschodni

Doniesienia o użyciu bomb fosforowych w Charkowie. Bomby te są zakazane konwencją Genewską.

Żadnych poważniejszych postępów przez ostatnie 72 godziny wojsk rosyjskich nie zanotowałem, oprócz „postępu” w bombardowaniu cywilnych obiektów, w strzelaniu do cywili uciekających z rejonu wojny.

Pandemia Koronawirusa jako ciemna strona Księżyca

Koronawirus stworzył nam nową rzeczywistość, ale czy ona jest rzeczywiście nowa? Personel medyczny pracuje w szpitalach, przychodniach, dzieci uczą się z nauczycielami, w zajęciach organizowanych przez szkołę, ludzie pracują, a niektórzy tracą pracę, są wysyłani na urlopy bezpłatne, wierni uczestniczą w niedzielnych mszach, politycy kłócą się i walczą o władzę – to wszystko działo się także przed koronawirusem. Czy „ciemna strona” Księżyca różni się od „jasnej”?

„Jasna strona” Księżyca w istocie różniąca się od ciemnej ukształtowaniem powierzchni

Jest inaczej – medycy pracują pod ogromnym stresem i obciążeniem fizycznym, brakuje w szpitalach wszystkiego; dzieci uczą się zdalnie, co obciąża je i rodziców, a i nauczyciele mają ogromny kłopot, bo dotąd nikt nie zbudował sieci komunikacji szkolnej, na przykład po to by odciążyć szkolne tornistry; ludzie tracą pracę nie przez swoje zaniedbania czy normalne zmiany rynkowe, ale przez to, że znaleźli się branży która cierpi najmocniej w sytuacji lockoutu, wierni uczestniczą w mszach przez TV, nie mogą tradycyjnie obchodzić świąt Wielkiejnocy, ludzie pozamykani w „aresztach domowych” boją się choroby i zamknięcia. W zasadzie nie zmienia się tylko to co robią politycy… oprócz tego, że niektórzy noszą maseczki. 

Księżyc, zawsze obrócony jest do nas swoją jedną stroną, którą nazywamy jasną, bowiem tylko ją widzimy. Do takiego właśnie Księżyca się przyzwyczailiśmy, taki znamy, z takim czujemy się bezpiecznie. Ale jednocześnie zawsze ludzie zastanawiali się co znajduje się po jego drugiej, tzw. ciemnej stronie? Powstawały książki i filmy S-F, o różnych formach życia jakie miały tam istnieć, obawiano się nieznanego. Nawet gdy w radzieckim centrum kontroli lotów czekano z napięciem na zdjęcia z pierwszej sondy, która w 1959 roku miała fotografować „ciemną stronę”, czekano gorączkowo na transmisję obrazów, obawiano się czegoś więcej niż tylko zdjęć kraterów i mórz księżycowych. Ironią losu (a może znakiem czasu) jest też, że pierwszego lądowania na ciemnej stornie Księżyca dokonała sonda chińska… 

Ten „mrok” ciemnej strony, w postaci COVID-19 właśnie z Chin rozpostarł się dziś nad całym światem. Niby wszystko jest tak jak było, ale inaczej. Gdy epidemia jeszcze w styczniu i lutym powoli wyciągała swoje macki do coraz dalszych regionów świata, aby w końcu objąć całą kulę ziemską w swoim uścisku, wielu przypominało sobie filmy takie jak „Contagnion – epidemia strachu”. Film ten jak wyobrażenia ciemnej strony przez rokiem 1959, pokazywał co nas może spotkać. Kino w ogóle nie rozpieszcza nas w takich sytuacjach podsuwając obrazy apokaliptyczne, co w warunkach globalnego kryzysu także ma swoje znaczenie. 

Bardzo długo przyzwyczajeni byliśmy do „jasnej strony Księżyca”, sytuacji jakie znamy i rozumiemy, nawet jeśli nie zawsze są przyjemne. Są jednak częścią tego co znane i jakoś zrozumiałe. Oczywiście tej „ciemnej strony” doświadczamy indywidualnie, gdy ponosimy porażkę, z której nie potrafimy się dźwignąć, skutkuje to alkoholizmem, narkomanią, samobójstwami itp., poznali smak ciemnej strony Syryjczycy po 2011 roku, czy Jemeńczycy których świat zawalił się z dnia na dzień, choć wcześniej i tak nie było im lekko. Niemniej dziś cały świat znalazł się w strefie mroku i to powoduje też globalne zmiany. Jest coraz więcej analiz prognozujących długi czas, w którym ten mrok z nami pozostanie, a jednak zakazy, zdalne nauczanie itd. planowane są na dwa tygodnie, miesiąc… dlaczego tak się dzieje, czy chodzi tylko o to, by nie „siać paniki”?  

Po pierwsze nikt nie wie jak długo to potrwa, więc zakładamy warianty optymistyczne – nawet nierealne. Po drugie nikt nie wie jak ostatecznie koronawirus zmieni nasze życie. Niemniej warto zmienić perspektywę i szukać rozwiązań nie awaryjnych, ale permanentnych, a to w dużej mierze zależy od nas wszystkich. Nie możemy czekać na wyciągnięcie wniosków z pandemii po jej zakończeniu. To nie może być klasyczne „lessons learned”, bowiem sytuacja nie jest klasyczna. To nie jest kryzys podobny do powodzi, pożaru czy huraganu, których czas trwania z zasady jest stosunkowo krótki. 

Musimy się nauczyć żyć w tym „mroku” ciemnej strony i jeśli się tylko da zauważyć, że „ciemna strona” Księżyca jest taką tylko w perspektywie ziemskiej. Faktycznie tam nie jest ciemno, bowiem tak jak na stronę „jasną” świeci słońce. Ta strona nie jest ciemna, tylko była niewidoczna z Ziemi! Warunki życia w czasie pandemii są inne niż wcześniej, ale nie musi to być „koniec wszystkiego co znamy”. Jest więc inaczej, ale musimy nauczyć się z tym żyć i tutaj odpowiedzialność spada na państwo, rządy, ale i na wszystkich obywateli.  

Zakazy i rygory muszą uwzględniać coraz bardziej uświadamianą długotrwałość sytuacji. Trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy podejściem w Wielkiej Brytanii z początku Pandemii, którą można podsumować hasłem „przechorujmy to”, szwedzkim „eksperymentem” miękkich ograniczeń, uświadamiania i przekonywania w miejsce zakazów, ale uwzględniając specyfikę Szwecji i szwedzkiego społeczeństwa i drakońskimi ograniczeniami takimi jak w Chinach czy Indiach. 

Z jednej strony ludzi nie da się trzymać przez pół roku w mieszkaniach, a z drugiej trzeba zmienić nasze codzienne przyzwyczajenia, sposoby witania się, komunikowania. Ogromną pomocą może tu być wykorzystanie środków informatycznych, które mogą zmniejszyć poczucie odosobnienia. Bardzo wiele rzeczy można robić „przez internet”, ale oczywiście nie wszystko. Warto teraz pomyśleć o tych dzieciach, które nagle wskutek wykluczenia cyfrowego (także z powodu braku urządzeń końcowych czy/i dostępu do Internetu) tracą zarówno możliwość edukacji z kontaktem ze szkołą, jak i wszelkie kontakty towarzyskie. Potrzebna jest pomoc państwa nie tylko rekompensująca „chwilowy zastój” części branż, gospodarki, ale i myśleć o bardziej długotrwałych zmianach. To wszystko przyda się, nawet gdy będzie już „po” kryzysie. 

Dla przyjęcia właściwej perspektywy kluczowe znaczenie ma rzetelność informacji zarówno ze strony WHO, rządów państw jak i ekspertów państwowych. Kłamstwa w celu „nie wywoływania paniki” niszczą autorytet kłamiącego (rozdźwięk reputacji) i mają fatalne oddziaływanie długofalowe. Ludzie nie mając autorytetów coraz mniej zważają na oficjalne komunikaty i (wskutek dysonansu poznawczego) wyjaśniają sobie sytuację sami „biorąc sprawy w swoje ręce”. 

Władze muszą rozumieć, że chaosu nie będą w stanie kontrolować, ta pokora wobec świata pozwala na przyjęcie najbardziej skutecznej perspektywy, polegającej na szukaniu „Złotego środka” pomiędzy ograniczeniami, a utrzymaniem kondycji psychicznej ludzi, co jest równie ważne.  Same zakazy, wzmocnione kontrolą wojska i policji, kary, są koniecznością, ale ich skuteczność jest realna tylko krótkoterminowo. Ograniczenie się do tego zdecydowanie NIE WYSTARCZY! 

A zatem potrzebna jest zmiana Perspektywy nam wszystkim! Po pierwsze „ciemna strona” nie zawsze jest ciemna, ale też jest inna od „jasnej”. Zmiana perspektywy zachodzi stopniowo w miarę jak uświadamiamy sobie nieuchronność kształtowania się „nowej rzeczywistości”. Jednak ta perspektywa jest potrzebna po to by zmiany wprowadzać Teraz! A nie czekać na „po pandemii”. Wszyscy musimy szukać „normalności” w inności tej nowej sytuacji, to tak samo ważne jak walka z samą chorobą, bo wygląda na to, że ta pozostanie z nami na dłużej, a zatem będzie wywoływać konsekwencje w różnych obszarach… umysłu.

I po Mattisie. Zmiana na stanowisku Sekretarza Obrony USA

Jak ważna jest zmiana na stanowisku Sekretarza Obrony? Jakie ma to znaczenie dla Polski, a jakie dla ładu światowego? Co spowodowało rezygnację gen Mattisa? W jakim kierunku zmierza administracja Trumpa? To pytania ważne fundamentalnie nie tylko dla Prezydenta i Premiera RP, ale także dla mieszkańca Stuposian w Podkarpackiem. 

Jak ważna jest zmiana na stanowisku Sekretarza Obrony? Jakie ma to znaczenie dla Polski, a jakie dla ładu światowego? Co spowodowało rezygnację gen Mattisa? W jakim kierunku zmierza administracja Trumpa? To pytania ważne fundamentalnie nie tylko dla Prezydenta i Premiera RP, ale także dla mieszkańca Stuposian w Podkarpackiem. 

Niemal dwa lata temu pisałem na #StratLider o nominacji gen Jamesa Mattisa na stanowisko Sekretarza Obrony USA, przedstawiłem jego sylwetkę w tekście, a także pisałem o tym dla „Polska the Times”, mówiłem w TV i Radiu. To był ważny moment dla świata i dla Polski. W Wiadomościach TVP moja wypowiedź na ten temat została zatytułowana: „Wściekły pies na czele Pentagonu” opatrzona paskiem o treści, która sugerowała, że nominacja gen Mattisa to dobra wiadomość dla Polski. To była prawda.

Moja praca naukowa koncentruje się na działaniach Sił koalicji w Iraku, piszę o strategii i przywództwie, jakie USA tam zaprezentowały i problem ten jest znacznie bardziej złożony niż się to najczęściej przedstawia (książka już prawie ukończona). W ramach tych badań uczestniczyłem w stypendium naukowym w Hoover Institution, które jest częścią Uniwersytetu Stanforda, gdzie poznałem gen Mattisa, jeszce przed nominacją do administracji prezydenta Trumpa. Wskutek powyższych przyczyn śledziłem bardzo uważnie poczynania administracji USA i szczególnie działania gen Mattisa, jako Sekretarza Obrony, gospodarza potężnego „państwa w państwie”, jakim jest Pentagon.

Aktywność Sekretarza Obrony

Te niespełna dwa lata gen Mattis spędził niezwykle aktywnie, niemal zawsze był w jakiejś podróży, a to do Azji wschodniej, na Bliski Wschód, Europy, itd. Nie wypowiadał się zbyt często dla mediów, choć także nie unikał kontaktu, gdy było trzeba. Ja w tym czasie miałem z nim sporadyczny kontakt mailowy i choć były to krótkie wiadomości, to jednak także dawały mi pewne pojęcie o jego postawie. Z tych wszystkich powodów wydaje mi się, że w dniu ogłoszenia rezygnacji gen Mattisa z funkcji Sekretarza Obrony, (gdy piszę te słowa, w USA jest wciąż ten sam dzień) należy przedstawić kilka wniosków.

Generał, Mattis przez ostatnie dwa lata był ogromnie aktywny. Kiedyś napisałem do niego, że gdy obserwuję jego aktywność mam wrażenie, że z dwóch frontów, na których się prowadzi działania (wewnętrzny i zewnętrzny wg koncepcji Józefa Piłsudskiego), to ten wewnętrzny zdaje się trudniejszy. W odpowiedzi wcale nie spodziewałem się narzekania, wszystko, co wiem o Generale utwierdza mnie zawsze w przekonaniu jak wielki to patriota, jak niezłomne zasady wyznaje. Odpowiedział, że „All’s well on the Potomac front, no problem” (wszystko dobrze na froncie Potomak, nie ma problemu).

Tarcia pomiędzy SecDef i POTUSem

Niemniej z każdym miesiącem nie tylko widać było coraz więcej tarć, ale też działania i wypowiedzi prezydenta nie zawsze korespondowały z wypowiedziami gen Mattisa. Można było odnieść wrażenie, że obaj panowie prowadzą własną politykę, co nie znaczy, że nie było koordynacji. Z moich obserwacji wyciągam wniosek, że gen Mattis nie zaprzeczając słowom i czynom prezydenta, starał się je wykorzystywać tak, by ich skutki nie zakłócały jego działań realizowanych zgodnie ze strategią, którą zresztą uzgodnił z prezydentem.

Dlatego też, gdy Trup mówił o UE jako wrogu, gdy podważał artykuł 5 traktatu NATO, gen Mattis zapewniał o współpracy i całkowitym poświęceniu USA dla sojuszników. Gdy Trump zdawał się mówić „America First – and only”, Matis zmieniał to w „America First – for world’s good”, Gdy Trump ogłaszał sukces rozmów z Kim Dzong Unem, twierdząc, że problem zbrojeń nuklearnych Korei Płn. jest rozwiązany, Mattis ostrzegał przed tym, jak złożone są relacje wewnętrzne w tym małym państwie. Gdy zaś Donald Trump wikłał się w rozmowy z Władimirem Putinem, po jednej z nich twierdząc, że lubi swój wywiad, ale ufa Putinowi w kwestii wpływu Rosji na wybory w USA, Mattis prezentował zawsze jednolite stanowisko wobec Rosji, polegające na tym by rozmawiać, ale jedynie w twardy sposób. Nigdy nie wykluczył też wpływu Kremla na wybór Trumpa.

Fort Trump

Pochlebstwa, które tak działały na Trumpa, nie robiły najmniejszego rażenia na Mattisie, a wręcz wzbudzały jego ostrożność. Gdy więc pojawił się temat „Fort Trump”, jak nietrudno się domyślić, Prezydent okazywał swoją satysfakcję z faktu, iż baza US w Polsce miałaby być tez jego pomnikiem, a gen Mattis, odpowiadał, że sprawdzimy, policzymy, pomówimy oraz, że nazwa nie jest tu najważniejsza. W dealu pt. „Fort Trump” administracji polskiej chodzi o przekonanie takim pochlebstwem i 2 mld dolarów, by baza była permanentna, podczas gdy Mattis przekonuje, że US odchodzą od takich rozwiązań, że bazy rotacyjne są znacznie bardziej korzystne dla sprawności wojsk US, które muszą się przenosić, co jakiś czas, ćwiczyć w różnych środowiskach, nabierać nowego doświadczenia, a także trenować przemieszczanie wojsk, rozbudowywać logistykę itd. Jednocześnie takie bazy mają identyczne oddziaływanie odstraszające wobec Rosji. Innymi słowy zdawał się sugerować, by nie wyrzucać ogromnych pieniędzy w błoto, a zamiast tego rozbudowywać własny potencjał zbrojny.

Rezygnacja Mattisa

Senator Nancy Pelosi zaraz po infromacji o rezygnacji gen Mattisa powiedziała dla ABCNews: „Yes, I am shaken by the resignation of Gen. Mattis, for what it means to our country, for the message it sends to our troops and for the indication of what his view is of the commander-in-chief.” Można zarzucić, że to demokratka, a oceniając po konflikcie w naszym kraju, to musi oznaczać, że rządzący i opozycja nie potrafią zgadzać się na żadnej kwestii, jednak w przypadku gen Mattisa, głosy krytyczne były bardzo sporadyczne zarówno wśród republikanów jak i demokratów. Oskarżać go mogli jedynie skrajni pacyfiści.

Gra pomiędzy Trumpem i Mattisem musiała jednak dobiec końca, bowiem ani prezydent nie mógł nie słyszeć rozdźwięku pomiędzy jego twittami i wypowiedziami Sekretarza Obrony, ani też Mattis nie był w stanie wszystkich, często bardzo chaotycznych działań Trumpa odpowiednio „zagospodarować”. Stopniowo tarcia były coraz większe, czego potwierdzeniem jest wpis na twitterze prezydenta sprzed kilku tygodni, o tym, jakoby Mattis miał być kimś jakby demokratą – „I think he’s sort of a Democrat, if you want to know the truth.”

Konsekwencje rezygnacji dla Polski

Tak jak rezygnacja Mattisa jest ważnym znakiem zarówno dla republikanów jak i demokratów, tak samo powinna być bardzo istotnym sygnałem do refleksji nad Wisłą, bowiem o ile nad Potomakiem mogą się obawiać kłopotów, które co najwyżej nieco obniżą PKB USA, czy osłabią relacje z Meksykiem i na Bliskim Wschodzie, o tyle pomiędzy Zachodem, a Rosją, mamy do stracenia znacznie więcej. Rosja z pewnością od miesięcy, a w zasadzei od trzech lat miała swoje warianty działania na tę okoliczność. Teraz gdy Mattis przestanie mieć jakikolwiek wpływ na Trumpa, Putin z pewnością będzie chciał przetestować nowy układ sił w USA.

Nie twierdzę, że to, co się stało jest jakąś katastrofą dla Polski, ale to, jak zmieni to naszą sytuację zależy od naszych polityków podejmujących kluczowe decyzje. Od ich doświadczenia i wiedzy o sprawach międzynarodowych, od ich umiejętności myślenia strategicznego, umiejętności negocjacyjnych, ale i koncyliacyjnych, od ich sprytu i mądrości zależeć będzie czy polskie bezpieczeństwo ucierpi, czy polska obronność pozostanie na niskim poziomie czy będziemy potrafili w tej nowej sytuacji się odnaleźć.

W tekście sprzed dwóch lat, pisałem, że ważne jest także by decydenci polscy, zamiast pochlebcami (otrzymującymi dotacje na własne media) otaczali się ekspertami i specjalistami znającymi różne płaszczyzny funkcjonowania administracji USA i potrafiącymi zachować bezstronny krytycyzm. W ten sposób budowanie relacji jest znacznie łatwiejsze, ale też trzeba się zmierzyć z krytyką, co nie każdy jest w stanie przełknąć. Tu jednak kwestie partyjne nie mogą być przeszkodą. Interes Polski wymaga myślenia ponadpartyjnego i to jest sprawa fundamentalna! Tak jest w USA w pewnej mierze, gdzie republikanie nie mają problemu z krytykowaniem własnej administracji, podobnie jak w czasach Obamy wielu demokratów otwarcie krytykowało tamtego prezydenta. Taka postawa jest prawdziwym patriotyzmem, bo zmusza prezydentów, ministrów, urzędników do najlepszej pracy, a nie rozleniwia, gdy „żelazny elektorat” i tak „nas” popiera niezależnie, co robimy.

Zakończenie

Zapewne teraz (niezależnie kto zastąpi Mattisa), prezydent będzie jeszcze bardziej podatny na pochlebstwa, ale wcale nie znaczy to, że tym sposobem doprowadzi się do dealu, który będzie korzystny dla partnera USA. Trzeba mieć stale na uwadze „podejście biznesowe” Donalda Trumpa. Stopniowa wymiana kluczowych osób administracji USA, poczynając od Rexa Tillersona (potem wpisy na twitterze prezydenta o „głupocie byłego Sekretarza Stanu), McMastera i teraz Mattisa każą zachowywać szczególną uwagę w relacjach z USA.

Konieczne jest też odbudowanie relacji z zachodnimi partnerami Polski tak, aby nasza pozycja negocjacyjna nie cierpiała na podejściu ukierunkowanym na jednego tylko partnera i to nieproporcjonalnie silniejszego. Trzeba pamiętać, że dla USA nigdy nie byliśmy i nie będziemy priorytetem, to nasza postawa i umiejętność „Gry na wielkiej szachownicy”, może zapewnić nam powodzenie i rozwój lub zepchnąć nas ponownie w poczet narodów bez własnego państwa…

Nacjonalizm a Patriotyzm

W związku z moimi częstymi odniesieniami do ekstremizmu w postaci nacjonalizmu bądź tzw. radykalizmu religijnego, pragnę wyjaśnić jak widzę tę kwestię. W mojej wypowiedzi dla TVP Info z dn. 18.09.2016 stwierdziłem, że radykalizm narodowy tak samo jak islamski jest niebezpieczną drogą, degenerującą wewnętrzne i zewnętrzne funkcjonowanie państwa. Od razu zastrzegam się, że nie deprecjonuję zagrożenia ze strony terroryzmu islamskiego, a jedynie odnoszę się do tezy jakoby nacjonalizm polski był lepszy od nacjonalizmów innych narodów.

 Zacznę od przytoczenia cytatu z Jana Pawła II, który stanowi wyznacznik wartościujący pojęcia patriotyzmu i nacjonalizmu lepiej niż słowniki: „Należy ukazać zasadniczą różnicę, jaka istnieje między szaleńczym nacjonalizmem, głoszącym pogardę dla innych narodów i kultur, a patriotyzmem, który jest godziwą miłością do własnej ojczyzny. Prawdziwy patriota nie zabiega nigdy o dobro własnego narodu kosztem innych. To bowiem przyniosłoby ostatecznie szkody także jego własnemu krajowi, prowadząc do negatywnych konsekwencji zarówno dla napastnika, jak i dla ofiary. Nacjonalizm, zwłaszcza w swoich bardziej radykalnych postaciach, stanowi antytezę prawdziwego patriotyzmu i dlatego dziś nie możemy dopuścić, aby skrajny nacjonalizm rodził nowe formy totalitarnych aberracji. To zadanie pozostaje oczywiście w mocy także wówczas, gdy fundamentem nacjonalizmu jest zasada religijna, jak się to niestety dzieje w przypadku pewnych form tak zwanego «fundamentalizmu»”.

(Jan Paweł II, Przemówienie Ojca Świętego do Zgromadzenia Ogólnego ONZ, Nowy Jork, 5 października 1995, w: L’Osservatore Romano (edycja polska), 11-12/1995, s. 7.)

Często spotykam się ze stwierdzeniem, że tylko radykalizm prawicowy może się „pozbyć” radykalizmu islamskiego, ponieważ wszelkie inne drogi już zawiodły. W związku z tym każdy kto nie jest nacjonalistą, musi być lewakiem planującym zniszczyć kulturę narodową albo islamskim terrorystą. Nie ma być już miejsca na patriotów o innym niż nacjonalistyczne nastawieniu.

Taki konstrukt myślowy jest czystą demagogią, niemal wprost przeszczepianą do  świadomości społeczeństw za pomocą politycznych propagandzistów. Zdecydowana większość naszego dorobku kulturowego, wiedza i edukacja będąca konsekwencją myśli filozoficznej, socjologicznej czy psychologicznej w takiej narracji traci zupełnie na znaczeniu, bowiem jest wrzucana do „worka” z napisem „zła poprawność polityczna”. Ja nie mam pewności, czy ten proces prowadzący w prostej linii do ostatecznych podziałów na radykałów różnych odcieni i otwartej konfrontacji (czytaj wojny domowej w skali europejskiej) jest odwracalny czy już nie, jednak dopóki otwarta wojna między „prawakami”, „lewakami” i „islamistami” i Bóg wie kim jeszcze nie wybuchła, trzeba wołać o rozsądek, ponieważ cała nasza wiedza cywilizacyjna opiera się na nauce, która mówi że radykalizm jest przyczyną nieszczęść. Niestety jak widać ani faszyzm, komunizm ani czystki etniczne w byłej Jugosławii niczego nie nauczyły części społeczeństwa, która niebezpiecznie rośnie w siłę.

Znów słyszę z ust Pana Terlikowskiego, (w programie red Pospieszalskiego sprzed kilku dni), że nasz – polski nacjonalizm nie jest porównywalny z hitlerowskim, bo jest oparty na patriotyzmie i chrześcijaństwie. Jest więc pozytywny, choć sam redaktor Terlikowski szybko dodaje że go nie popiera. Dlaczego nie popiera skoro widzi same pozytywy? Czy to przejaw poprawności politycznej? Może jednak wie, że Hitlerowcy całą swoją ideologię opierali właśnie na uskrajnionym patriotyzmie – który przerodził się w faszyzm. Red Terlikowski jest zbyt inteligentnym człowiekiem, aby nie wiedzieć jak mroczne i niebezpieczne demony wywołuje. Zapewne po prostu, tak jak większość polityków na świecie jest przekonany, że ta właśnie – „dobra” władza utrzyma ogień radykalizmu pod kontrolą. Jednak trzeba wiedzieć, że tego ognia kontrolować się nie da i może on przynieść zgubę narodom i państwom. Zofia Posmysz, która przeżyła pobyt w obozie Auschwitz, obserwując wzrost agresji przestrzega, że Auschwitz może się powtórzyć. Ludzkość nie zmieniła się niestety wiele przez ostatnich sto lat.

Jeśli do tego dodać łatwość infiltracji najbardziej radykalnych środowisk przez czynniki wrogie z zewnątrz, obraz chaosu powodowanego przez nacjonalizm staje się bardziej klarowny. Im więcej konfliktów wewnętrznych i im ostrzejsze, tym łatwiej na nie wpływać z zewnątrz. To prawda tak oczywista, że niemal aksjomatyczna. Warto mieć tego świadomość nawet będąc w obozie radykalnym i dobrze rozeznać swoje otoczenie, a nie podchodzić do liderów bezkrytycznie.

Około rok temu na zaproszenie Pana Krzysztofa Bosaka, miałem okazję odbyć spotkanie z grupą Młodzieży Wszechpolskiej w Rzeszowie, które zapoczątkowałem wykładem o moim udziale w misji ONZ pomiędzy Izraelem i Syrią oraz w Iraku. Mimo iż zdaję sobie sprawę z postaw tej młodzieży, nasza rozmowa przebiegała w świetnej atmosferze. Nie zgadzaliśmy się, ale zachowaliśmy wzajemny szacunek. Dla wielu osób z zewnątrz, sama przynależność do MW świadczy o nacjonalizmie, gdy tymczasem wielu z tych młodych ludzi jest prawdziwymi patriotami. Nie widzą często innego sposobu manifestowania swojego przywiązania do Ojczyzny. Być może wcześniej nie powstawało wystarczająco dużo platform w których mogliby i młodzi ludzie manifestować swój patriotyzm. Może to jeden z grzechów rządzącej wcześniej PO? Natomiast przy niewłaściwych liderach łatwo jest ich popchnąć w stronę ekstremizmu, dlatego tak ważne kto z tą młodzieżą rozmawia i jakie treści jej wpaja.

Moja wypowiedź w TVPInfo dotyczyła zamachów w Nowym Yorku z 17 września 2016 roku. Wielu chciałoby wmówić społeczeństwu, że islamski terroryzm jest dziś jedynym prawdziwym zagrożeniem, a strona prawa – obojętne jak radykalna – jako jedyna może obronić społeczeństwo. Warto więc spojrzeć na statystyki zaczerpnięte z Washington Post (When should a shooting really be called ‘terrorism’?)

imrs-1

Takich statystyk jest bardzo dużo i trzeba sporej zręczności manipulatorskiej żeby odwrócić ten obraz i przyznać palmę pierwszeństwa radykałom islamskim. Organizacji neo-faszystowskich, rasistowskich i wszelkiego typy innych skrajnych radykalizmów jest w USA bardzo wiele.

Jednocześnie wiele jest też organizacji radykalnych islamskich. O Salafitach w Europie pisałem także (Państwo Islamskie: wojna ideologii, a nie religii) i uważam, że to oni i posiłkujące się ich ideologią organizacje terrorystyczne są największym zagrożeniem dla Europy jeśli chodzi o zamachy. Jednak radykalizm prawicowy (czytaj nacjonalizm) jest równie niebezpieczny bo dzieli społeczeństwa i nie szanuje innych grup społecznych. Nie cierpi tolerancji, jest ksenofobiczny.

A więc nacjonalizm TO NIE JEST PATRIOTYZM!

Patriotyzm to postawa ukierunkowana na dobro ojczyzny, a nie jednej grupy społecznej. Patriotyzm to postawa budująca dialog między partiami (zaznaczam że nie zgodę – tylko dialog) dla dobra całego kraju, a nie niszcząca opozycję – jak dzieje się to np. w Turcji, ale też na Węgrzech. Patriotyzm to też pokora, pozwalająca zrozumieć, że nie mam monopolu na rację, nie wiem wszystkiego, część racji mogą mieć przeciwnicy polityczni (tak zawsze jest), a więc trzeba rozmawiać, trzeba uśredniać poglądy, bo to istota demokracji. Ta średnia nie ma być arytmetyczna – a raczej polegająca na „Złotym środku” Arystotelesa, i to demokratycznie wybrana władza w wyniku dialogu ze społeczeństwem i opozycją podejmuje ostateczne decyzje.

Wreszcie patriotyzm to zdolność do samokrytycyzmu pozwalającego na ciągłe doskonalenie. Oczywiście już słyszę, i czuję złość prawicowych czytelników, że przecież samobiczujemy się ciągle i stąd nasze kompleksy. I to racja! Jesteśmy zakompleksieni przez edukację i myślenie o porażkach. Wychowani jesteśmy na martyrologii. Trzeba więcej husarii, więcej Sobieskiego pod Wiedniem, więcej Bitwy Warszawskiej, więcej zwycięstwa Solidarności kosztem porażek w lekcjach naszej historii. Ale też zakrzykując, negując własne winy historyczne, a jedynie z pełną siłą piętnując cudze wobec siebie, nie budujemy „Silnej Polski”, lecz małą, zakompleksioną, skłóconą i w dużej mierze śmieszną. Taka postawa, połączona z agresywnym hejtem pełnym przerzucania się linkami do najbardziej skrajnych stron internetowych (czym można udowodnić dokładnie każdą tezę) powoduje, że nasze awatary na twitterze czy facebooku z husarią a nawet marszałkiem Piłsudskim czy kotwicą urągają ich znaczeniu i pamięci. W oczywisty sposób wypaczając historię dajemy świadectwo naszej degeneracji cywilizacyjnej, a zatem urągamy samemu patriotyzmowi. Znów zaznaczam, że nikt tu nie mówi o równowadze. Jeśli z całą mocą zaakcentujemy nasze cechy narodowe, dzięki którym odnosiliśmy i wciąż odnosimy sukcesy, ale i potrafimy przyznać się do błędów to to dopiero będzie świadczyło o naszej wyjątkowości i wielkości. To prawdziwy PATRIOTYZM. Patriotyzm to szacunek dla symboli ale i polskiego munduru, to szacunek dla urzędu Prezydenta (niezależnie kto nim jest), szacunek dla Sejmu (niezależnie kto w nim zasiada). Szacunek oczywiście nie uniemożliwia krytyki – ale krytyki konkretnych działań i czynów, postaw a nie wynikającej z walki partyjnej.

Jeśli ktoś twierdzi, że polski naród jako jedyny na świecie i w całej historii nigdy nie dopuścił się niczego niegodnego, naraża się na śmieszność i ostracyzm. Ośmieszając własną ojczyznę nie stajemy się patriotami. Patriotyzm nie jest w kontrze do poziomu cywilizacyjnego – jest więc w takim sensie przeciwnością nacjonalizmu, bo ten neguje dorobek nauki promując mitologię – kosztem wiedzy i brutalizując relacje wewnętrzne kosztem dialogu.

Wśród zwolenników PiS jest wielu wspaniałych patriotów, z którymi nawet o najtrudniejszych tematach i bez zgody, można jednakże rozmawiać. Nie zgadzam się więc gdy ktoś ze środowisk tzw. liberalnych  twierdzi, że nie ma w PiS rozsądnych ludzi, podobnie jak nie zgadzam się z niektórymi zwolennikami PiS, że po stronie np PO są sami zdrajcy. Całe szczęście zdecydowana większość społeczeństwa to ci, którzy nie patrzą na Rzeczpospolitą tylko przez partyjne okulary choć przyznaję że radykałowie są najgłośniejsi.

Jeśli ktoś doczytał aż do tego miejsca to już jak sądzę jest świadectwo wystarczającej cierpliwości dla nawiązania dyskusji.

Na koniec przedstawię wpis na twitterze obecnego Prezydenta RP, Andrzeja Dudy: „Zadaniem polityków powinno być niedopuszczenie do tego, by krzywdzące stereotypy na temat imigrantów burzyły spokój i ład społeczny” – PAD.

Szczyt NATO znaczenie i konsekwencje

6308a209-2a8b-482c-83b2-add0425a97b1

elegaci na szczyt NATO w Warszawie zajmą się kilkoma z góry ustalonymi kwestiami, tożsamymi z zasadniczymi interesami i zagrożeniami tego sojuszu  obecnym czasie. Tak więc z uwagi na miejsce w jakim się odbywa, zasadniczą kwestią jest obrona wschodniej flanki NATO oraz relacje z Rosją. Drugi problem to sytuacja na Bliskim Wschodzie i kwestia imigracji z południa, a trzecia to wzmocnienie możliwości kolektywnej obrony i wydatków państw na obronność .

W każdej z tych kwestii istnieje wiele komplikacji, sprzecznych interesów wewnątrz NATO a także istotne znaczenie mają duże dysproporcje możliwości strategicznych i operacyjnych poszczególnych członków sojuszu. To powoduje, że każda aktywność polityczna NATO musi być realizowana „małymi kroczkami”. Bez jakiegoś wydarzenia o znaczeniu katastrofalnym (bo zasadnicze to za mało) – NATO nie będzie działało szybko. Jednak i tak to jedna z najbardziej zintegrowanych i „mobilnych” organizacji dzisiejszego świata. Jeśli bowiem narzekamy na UE to zwróćmy uwagę na jakie trudności napotyka Kreml budując Unię Euroazjatycką, jakie napięcia występują w  łonie BRICS nie mówiąc już o Lidze Arabskiej, OPEC czy GCC… NATO na tle tych organizacji, ale też na tle historii… jest tworem niezwykle skonsolidowanym i posiadającym jednak pewną wspólnotę interesów „za” a nie tylko „przeciw”. NATO było budowane w opozycji do UW, ale po 89 roku jest faktycznie układem bezpieczeństwa znacznie bardziej niż OBWE czy ONZ.

Szczyty NATO mają właśnie dlatego takie znaczenie, że są punktem kulminacyjnym negocjacji „pomiędzy-szczytowych”. Co więcej, najważniejsi członkowie NATO dbają o to, by finały tych negocjacji (Szczyty NATO), były ważne gatunkowo i propagandowo. To nie są negocjacje UE, z których przeciętny obywatel nic nie rozumie. Decyzje będące „wynikiem szczytu” brzmią jednoznacznie i jasno. To ma być sygnał dla przeciwników NATO, ale też dla członków tego sojuszu. Ci drudzy mają być przekonani, że to sojusz który ma znaczenie. Co nie zwalnia nikogo z budowania własnego potencjału obronnego – uzależnionego od sytuacji geopolitycznej. Oczywiście ustalanych jest też wiele decyzji szczegółowych o których się nie mówi.

A więc znaczenie musi być mocno symboliczne ale też podejmowane decyzje muszą mieć namacalne efekty. Nie ma więc lepszego symbolizmu niż organizacja szczytu w Warszawie, której nazwa widniała w sojuszu militarnym czasu zimnej wojny, w sytuacji gdy Rosja nawiązuje do tej zimnej wojny i próbuje odtworzyć układ sił jaki wówczas istniał. Warszawa nie tylko jest dziś w UE i NATO, ale jest to miejsce o kluczowym znaczeniu w ramach sojuszu Północnoatlantyckiego. To znaczenie może być faktycznie zasadnicze – nie tylko propagandowo (ale o tym dalej).

Decyzje jakie za tym wydźwiękiem polityczno-propagandowym idą to bataliony, które będą rozmieszczone w państwach bałtyckich i w Polsce, powrót do budowy tarczy antyrakietowej i zasadnicze zmiany w potencjałach obronnych państw – w tym powrót do koncepcji 2% budżetu na obronność. Niemniej jednak równie ważne są deklaracje o udziale NATO w konfliktach na Bliskim Wschodzie oraz udział w zarządzaniu kryzysem imigracyjnym. Niemniej jednak, o ile NATO ma zasadnicze znaczenie w kwestii odstraszania Rosji od prowadzenia działań szeroko określanych wojną hybrydową, potencjalnie w państwach Bałtyckich i/lub Polsce oraz osłabiania rosyjskich działań w Ukrainie, to jednak aktywność NATO na kierunku południowym jest znacznie słabsza. Tam zasadnicze znaczenie ma zaangażowanie USA, które nie do końca chcą aby sojusz mieszał się ich interesy. Dlatego to właśnie NATO „szuka swojej roli na Bliskim Wschodzie” – i nie może jej znaleźć. Ciekawe że słychać głosy o tym, że na Bliskim Wschodzie nie chcą NATO, ale nikt nie pyta czy chcą tam USA. NATO jako sojusz jest znacznie trudniej oskarżać o kolonizowanie państw i regionów, chęci czerpania zysków z ropy i inne kwestie konfliktogenne. A więc legitymizacja działań NATO byłaby znacznie większa niż koalicji do zwalczania ISIS pod przywództwem USA. NATO ma tu wielki potencjał i mogłoby stosować rozwiązania znacznie bardziej nawiązujące do Smart Power niż same USA. Także Polska wysyłając swoje 4 F-16 i 210 żołnierzy w ramach NATO, wyglądałaby lepiej z perspektywy społeczności międzynarodowej niż do koalicji.

Jaka w tym wszystkim jest rola Polski? Ta rola może dość szybko rosnąć, ale może i rozmyć się zupełnie. Zasadniczo ważne jest by umiejętnie rozdzielać kwestie wewnętrznej polityki w RP i sprawy NATO oraz nasz interes geopolityczny. Oczywiście kwestie wewnętrzne mogą odgrywać rolę wzmacniającą nasze miejsce w NATO, ale zasadniczą kwestią jest cel jaki mają władze RP. Ten cel musi być starannie dobierany i wyznaczany własnymi możliwościami i istniejącymi uwarunkowaniami. Trzeba więc uwzględniać pozycję Polski, ale i jej położenie i obecną sytuację geopolityczną. Tak więc dzielenie priorytetów i kładzenie nacisku na te które w danych okolicznościach są zasadnicze jest fundamentem.

Co więcej – niezależnie od opcji, która aktualnie rządzi czy jest w opozycji warto sobie uświadomić, że szczyt nie jest wydarzeniem władz ale całej Polski. Dlatego zarówno opozycja nie powinna zgłaszać wniosku o odwołanie ministra Obrony Narodowej w przeddzień szczytu, jak i władza powinna przełamać się i pójść na prawdziwy kompromis w kwestii TK. Jestem przekonany, że każdy czytający ten tekst, zależnie od popieranego stronnictwa oburzy się na jedną z części powyższego zdania. Nie mniej jednak właśnie na tym polega zrozumienie interesu narodowego w mojej opinii. Wbrew temu co wmawia się społeczeństwu poprzez media, zarówno Barack Obama jak i liderzy zachodni mają wiedzę i przegląd sytuacji w RP i działania doraźne – obliczone tylko na Szczyt, które nie mają znaczenia realnego są tam odpowiednio interpretowane.

Mimo więc że ustalenia szczytu były znane sporo przed nim, to jednak na tym wydarzeniu można sporo zyskać ale też i sporo stracić. Co więcej znaczenie Polski ma też duży wpływ na siłę całego sojuszu. Jest tak właśnie ze względu na położenie Polski, którą można obecnie określić (za profesorem Zbigniewem Brzezińskim) „państwem sworzniem”. USA zależy by Polska była silna i wewnętrzne skonsolidowana – z uwagi na kwestie geopolityczne i  regionalne.

W tekście wykorzystano zdjęcie ze strony www.polskieradio.pl