W co „gra” Erdogan?

502700e62a9d6f5311b2ef941274fa5fRozumienie strategicznego znaczenia zmian zachodzących w Turcji jest bardzo ważne dla przyszłości Europy i całego Zachodu. Skutki nieudanego przewrotu w Turcji, obecnie niemal stu procentach zależą od samego prezydenta Recepa Erdogana. Ma on w ręku wszystkie atuty i może swobodnie modelować sytuację zarówno wewnątrz kraju jak i do pewnego stopnia w kwestii roli Turcji w przestrzeni międzynarodowej. W zależności od decyzji jakie teraz podejmie, sytuacja może się zmienić diametralnie, ale może pozostać w zasadzie taka jaką była dotychczas jeśli idzie o kwestie międzynarodowe. Niewątpliwie natomiast ogromne zmiany zajdą w samej Turcji.

W tekście pt. „Próba przewrotu wojskowego w Turcji – przyczyny realizacji i fiaska„, przedstawiłem najbardziej prawdopodobne źródła inspiracji nieudanego zamachu, a także przyczyny jego niepowodzenia. Nie podejmowałem się natomiast przedstawiania wniosków, bowiem tak szybko po opisywanych wydarzeniach wydaje mi się, że byłoby to mało wiarygodne. Niemniej jednak, można pokusić się o pewne obserwacje na podstawie dotychczasowej polityki prezydenta Erdogana oraz nieudanego zamachu.

To czy zamach był zainscenizowany przez samego prezydenta czy był faktycznie realizowany przez buntowników czy nawet inspirowany (jak twierdzi prezydent) przez Fetullaha Gullena nie ma w moim przeświadczeniu zasadniczego znaczenia dla dalszej polityki międzynarodowej Ankary. Istotne znaczenie może mieć tylko taka opcja, w której rzeczywiście za zamachem stałaby CIA. Wówczas współpraca Turcji z USA stanęłaby pod wielkim znakiem zapytania a to byłaby zmiana o ogromnym znaczeniu geopolitycznym (co staram się wyjaśnić poniżej). Oczywiście nadal trudno byłoby Turcji tak po prostu zerwać stosunki z USA, jednak przy odpowiednich okolicznościach Erdogan mógłby do tego doprowadzić.

O tym w jaką stronę pójdzie teraz Turcja decydują uwarunkowania wewnętrzne i międzynarodowe, jednak zasadniczym znaczenie mają teraz zamiary samego Erdogana. Jego plany są zapewne kontynuacją tego co zamierzał przez zamachem (jeśli zamach nie przyniósł mu jakichś szczególnie istotnych nowych informacji na temat stosunku państw do Turcji) tyle że teraz z pewnością nastąpi przyspieszenie działań i pełna mobilizacja jego środowiska politycznego. Porażająca skala czystek jakie obecnie następują w całej Turcji, przy ogromnym i spontanicznie wyrażanym poparciu społecznym, po ustabilizowaniu sytuacji, pozwoli prezydentowi na stanowcze działania także w przestrzeni międzynarodowej .

Trzy opcje

Można więc przedstawić kilka scenariuszy strategicznych decyzji jakie może planować prezydent Erdogan. Scenariusze te są uporządkowane od najbardziej do najmniej prawdopodobnego (zdaniem autora). Zasadniczo istnieją w mojej opinii trzy realne scenariusze działań Ankary w obecnej sytuacji:

  1. Multilateralizm w koalicji z NATO i US. Przyśpieszenie budowania pozycji lidera na Bliskim Wschodzie, ale w ramach NATO i w strategicznej współpracy z USA. Erdogan rozumie, że Turcja w izolacji straci na znaczeniu, a zaostrzanie kursu względem USA (widoczne sporo przed zamachem) ma zmusić USA do wsparcia aspiracji Turcji do odgrywania roli lidera na Bliskim Wschodzie.
  2. Izolacjonizm. Próba budowania roli lidera regionalnego z pozycji izolacjonistycznej. Prezydent Erdogan  stawia na względną izolację Turcji wierząc w jej potęgę i nie uwzględniając już realnych uwarunkowań sytuacji międzynarodowej.
  3. Multilateralizm z odwróceniem sojuszy. Prezydent zmierza do odwrócenia sojuszy i budowy nowego układu sił w którym USA byłyby stopniowo odpychane z Bliskiego Wschodu, a częściowo ich miejsce przejmowałyby Rosja i Chiny.

Powyższe opcje należy traktować indywidualnie lub łącznie 1 z 2, albo 2 z 3. Nie można natomiast połączyć 1 z 3, chyba że w formie stopniowej transformacji układu międzynarodowego. Warto zauważyć, że wszystkie scenariusze mieszczą się w formule tzw. „Wielkiej szachownicy” (pojęcie użyte przez prof. Zbigniewa Brzezińskiego) i nie są niczym niezwykłym w historii. Nasze przyzwyczajenie do obecnie istniejącego układu sił może dawać zupełnie mylne poczucie odrealnienia opcji dla nas niekorzystnych. Jest to bardzo niebezpieczne i należy brać pod uwagę nawet scenariusze, jakie jeszcze przed nieudanym zamachem w Turcji mogły być pozbawione podstaw.

Multilateralizm we współpracy z NATO i USA – kontynuacja

Pierwszy scenariusz jest najbardziej racjonalny i nie wykracza bardzo poza dotychczasowy układ sił, przy jedynie zwiększonych aspiracjach Turcji. W takiej sytuacji międzynarodowe status quo pozostaje niemal nienaruszone, a Turcja jako nadal najbardziej kłopotliwy członek NATO wciąż jest jednak istotnym uczestnikiem sojuszu. Jednakże wobec skali i bezwzględności wewnętrznych rozliczeń w Turcji oraz sposobu w jakim są przeprowadzane Turcja coraz bardzie obnaża swoje oblicze zupełnie nie pasujące do świata zachodnich demokracji. Tak jak zajęcie Krymu przez Rosję było określane w NATO mianem „opadnięcia masek”, tak podobnie można określić całą sytuację jaka ma miejsce w Turcji po 15 lipca 2016 roku.

Nie oznacza to że w państwach zachodnich nie zdawano sobie sprawy z odmienności kulturowej i politycznej Turcji, niemniej jednak z przyczyn geopolitycznych i gospodarczych starano się widzieć demokratyczne, lub prodemokratyczne maski na twarzach liderów tego państwa. Niewątpliwie działania Turcji będą skrajnie brutalne wobec własnego społeczeństwa co będzie wywoływać protesty Zachodu. To z kolei pogłębi rozłam między Turcją a strukturami NATO. Dalsza współpraca będzie możliwa ale będzie jeszcze trudniejsza niż przed zamachem. Stopniowo więc taka sytuacja może prowadzić do opcji 2 lub nawet 3.

Izolacjonizm

Dużo więcej zmian zaszłoby przy opcjach 2 i/lub 3. Opcja 2 znana jest z historii nader dobrze. W ostatnich latach za przykład można podać prezydenta Egiptu Hosni Mubaraka lub Iraku Saddama Husaina. Obaj ci przywódcy stracili w dużej mierze kontakt z rzeczywistością nie zdając sobie sprawy  w jak niebezpiecznym są położeniu. Prezydent Egiptu w przeddzień utracenia władzy w rozmowach ze swoimi urzędnikami twierdził, że wszystko jest pod kontrolą, a Egipcjanie nigdy nie poważą się podnieść na niego ręki. Podobnie prezydent Husain nie do końca zdawał sobie sprawę z tego jak szybko zakończy się jego panowanie w Iraku.

Rządy autorytarne tym się właśnie charakteryzują, że lider po odniesieniu sukcesów czy to w wojnie czy na polu sprawowania władzy, lub  „ratując się” przed zamachem – ciesząc się poparciem społecznym, stopniowo przestają przyjmować krytykę otaczając się pochlebcami. Sprzeniewierzają się więc jednej z fundamentalnych zasad wyłożonych przez Nicolo Machiavellego w jego dziele pt. Książę: „Mądry książę żeby ustrzec się przed pochlebcami musi wybrać na tyle mądrych doradców, że gdy mówią mu prawdę nawet najgorszą, jest wstanie przyjąć ją z godnością i nie obrażać się”.

Prezydent Erdogan po wygranych wyborach z początku lata w 2015 roku, był zmuszony zawiązać koalicję z Partią Kurdów. Zarządził więc powtórne wybory, a w tym czasie, do jesieni kiedy miały się one odbyć, celowo za cel akcji zbrojnych obrał właśnie ludność kurdyjską w Turcji. Kudowie odpowiadali przemocą na przemoc, wskutek czego byli oskarżani o zamachy terrorystyczne. W efekcie powtórzone wybory wygrała AKP – czyli partia prezydenta Erdogana w takim stosunku, który pozwalał jej samodzielnie sprawować władzę.

Ogromne poparcie społeczne samego prezydenta jak i AKP oraz sukces manewru politycznego z końca 2015 roku, mogły przyczyniać się do stopniowej utraty kontaktu z rzeczywistością przywódcy tureckiego. Jego ostre konflikty w otoczeniu międzynarodowym Turcji bardzo kontrastują z wcześniejszą polityką „0 konfliktów z sąsiadami”. Do tego dochodzi frustracja z powodu dwóch dekad negocjacji akcesyjnych do UE oraz skomplikowana sytuacja wewnętrzna Turcji.

Innym powodem oddalania się od Zachodu są z pewnością oskarżenia Turcji o świadome wspieranie terroryzmu. Z pewnością pojawia się poczucie zupełnego niezrozumienia problemów wewnętrznych Turcji, która przecież przyjęła ponad 2 miliony uchodźców z terenów ogarniętych wojną w tym wielu Kurdów. Uchodźcy jacy trafiają do Turcji to oczywiście podobnie jak sami Turcy głównie Sunnici. Często zostali zmuszeni do opuszczenia Iraku bądź Syrii przez brutalne milicje szyickie w Iraku lub nie mniej brutalny reżim Asada w Syrii. Po tym co przeszli w swoich krajach, często bardziej pozytywnie postrzegają tzw. Państwo Islamskie niż władze z Bagdadu czy Damaszku a także Ankary po przyłączeniu się Tursji do koalicji zwalczającej ISIS.

Na początku 2015 roku miałem okazję rozmawiać w Turcji z jednym z takich uchodźców (przedstawił się jako Ahmed i nie chciał podać prawdziwych personaliów ani też nie zgodził się na nagranie rozmowy) i w pełni potwierdził on moje przypuszczenia. Mnie samego traktował początkowo bardzo wrogo, gdy dowiedział się że jako żołnierz sił koalicji stacjonowałem w Iraku. Po przełamaniu początkowej niechęci udało nam się porozmawiać, ale za każdy razem gdy wspominałem o siłach koalicji czy szyitach Ahmed mocno się oburzał. Takich osób, które mają niejednoznaczny stosunek do ISIS jest wśród uchodźców w Turcji wiele, dlatego pozyskanie przez terrorystów osoby do przeprowadzenia zamachu jest bardzo łatwe. Być może jedną z przyczyn tego, że Turcja nie występowała zdecydowanie przeciw ISIS była chęć uniknięcia tego typu zagrożeń. Oczywiście nie ma wątpliwości że ISIS realizowała w części interesy tureckie na północy Syrii i Iraku zwalczając Kuródw, szyitów i Alawitów.

Odwrócenie sojuszy

Tak więc druga opcja, może z kolei prowadzić do trzeciej. Im mocniej izolowany jest prezydent Turcji i jednocześnie im silniejsze ma poparcie wewnętrzne, tym łatwiej mu będzie o radykalne działania. Takim właśnie może być chęć odwrócenia sojuszy.  Zainteresowanymi zbliżeniem z Ankarą przeciw Zachodowi z pewnością mogą być dyktatorzy sprawujący swą władzę w równie bezwzględny sposób co Erdogan. Pierwszym i najważniejszym takim liderem jest z Władimir Putin. Ten lider dysponujący potężną armią i arsenałem nuklearnym, ale z kulejącą gospodarką, z wielką radością powitałby współpracę z gospodarką turecką (np. w ramach Unii Euroazjatyckiej) szybko się przecież rozwijającą. To mogłoby zupełnie zmienić sytuację na Bliskim Wschodzie. Pozyskanie Chin byłoby jeszcze większym krokiem do fundamentalnej zmiany układu światowego. To ostatnie wydaje się mało realne, jednak przy stopniowych zmianach sytuacji i ewentualnej nieodpowiedzialnej polityce USA – jaką w mojej opinii może prowadzić Donald Trump jako nowy prezydent USA, taki scenariusz także jest możliwy (Trump vs Clinton z perspektywy interesów Europy Centralnej)

Należy wziąć pod uwagę że Turcja poza strukturami NATO i w konflikcie z Europą a za to w sojuszu z Rosją i Syrią (nie mówiąc już o przyłączeniu się Iranu i Chin) będzie mogła bardzo łatwo destabilizować sytuację w Europie. Razem z potężnym oddziaływaniem propagandy rosyjskiej będzie mogła swobodnie rozgrywać słabsze organizacyjnie demokracje europejskie za pomocą różnorodnych (i bardzo wielu) mechanizmów: od „generowania” kolejnych potężnych fal uchodźców instrumentalnie wykorzystywanych, aż po siatki terrorystów i a przede wszystkim komórki terrorystów tzw. uśpionych, których wielu w Europie już teraz przebywa.

Wnioski

Można stać na straży standardów demokratycznych i pięknych idei, jednak brutalna polityka międzynarodowa nie znosi próżni. Błędy trudno jest naprawić. Politykę Erdogana należy w pełni potępiać podobnie jak Ajatollaha Chamenei w Iranie czy króla Salmana w Arabii Saudyjskiej i prezydenta Rosji Władimira Putina. Jednak w mojej opinii, to co postuluje dziś wielu, a więc wyrzucanie Turcji z NATO – za karę, czy odsuwanie od współpracy z Europą, bez oceniania skutków takiego kroku – jedynie dla idei, może popchnąć Ankarę do bardzo radykalnych rozwiązań. Takie rozwiązania ogromnie zwiększają zagrożenia dla Europy. Nie chodzi tu tylko o znaczenie militarne Turcji, ale geopolityczne. Skutków działań które dziś zostaną podjęte nie będzie się już dało odwrócić, tak jak nie da się ustabilizować Iraku czy Libii mimo, że operacje zbrojne zakończyły się w obu przypadkach pełnym sukcesem. Na fali populizmu jaki dominuje dziś w przekazie medialnym, łatwo o działania poprawiające sondaże liderom i ich partiom, które jednak mogą okazać się fatalne dla społeczeństw zachodnich.

W odpowiedzi na masakrę w Paryżu – mówię: nie WOJNA ale DOBRA POLITYKA wreszcie!

686997efbbd43f522df7e7d2d1e6fbfePo 11 września 2001, po zamachach w Madrycie, Londynie, Charlie Hebdo i tak samo dziś po masakrze w Paryżu pojawia się znów to samo hasło – jesteśmy na wojnie! Musimy walczyć! Pytam się więc – z kim? Gdzie? Kto jest przeciwnikiem? Chciałbym przypomnieć, że George W. Bush ogłosił tę „wojnę” już 14 lat temu – na gruzach WTC dzień po zamachach w 2001 roku. Ta „wojna” trwa i prowadzimy/lub prowadziliśmy ją w Afganistanie, Iraku, Libii, Syrii, Jemenie, Pakistanie, Somalii, Mali, RŚA i innych. W tej wojnie uderzamy z całą mocą i setkami tysięcy żołnierzy (jak Afganistan i Irak) albo działamy mniej oficjalnie, ale równie śmiertelnie (Jemen, Syria) czasem otwarcie wspieramy zbrojnie tych, którzy ponoć walczą z dyktaturą (Libia i Syria i byli tacy co chcieli pomagać w Egipcie ale całe szczęście się powstrzymali).  Przeciwnik jednak się ciągle wzmacnia i uderza w nas sporadycznie, ale niezwykle celnie siejąc śmierć, strach i zwątpienie. Pora uzmysłowić sobie przeciw komu wojnę prowadzimy, a także kto prowadzi ją przeciw nam? Kolejne zawołania o tym, że jesteśmy na wojnie czy że trzeba walczyć, doprowadzi do dalszych nieprzemyślanych działań zbrojnych których konsekwencją będzie wzmocnienie prawdziwego przeciwnika. Na własne życzenie poniesiemy kolejne straty w wojsku – wysyłanym bez sensu na Bliski Wschód, i w cywilach jeszcze łatwiej atakowanych w naszych (europejskich) miastach, nie mówiąc już o kolejnych ofiarach w samych miejscach konfliktów na Bliskim Wschodzie – ale to zapewne w dzień po zamachach terrorystycznych w Paryżu niewielu interesuje.

Kim i gdzie jest przeciwnik starałem się zaprezentować w tekście:

Charlie Hebdo: Islam vs Islamism

Jak ułatwiliśmy mu wzrost i działanie, tu:

Decision making process in Iraq 2003

i tu:

Syria: searching of lesser evil

Jak go zwalczać:

Zarys strategii Bezpieczeńztwa

i częściowo tu:

Humanitarian missions int he stabilization operation

Czym go zwalczać:

Narzędzia dla realizacji Strategii Bezpieczeństwa Międzynarodowego

        Pisałem też, że dalsza polityka oparta na „WOJNIE” będzie prowadziła do dalszego rozkręcania spirali przemocy, która poprzez kryzys z uchodźcami i zamachy terrorystyczne sięga już Europy i USA. W związku z tym należy pamiętać, że wojna z radykalizmem – słusznie zwanym islamo-faszyzmem nie zaczęła się 11 września 2001 roku, ale zamachy na WTC i Pentagon były właśnie konsekwencją niezmiennie złej polityki Zachodu na Bliskim Wschodzie, który w końcu XX i początkach XXI wieku przechodzi ogromne zmiany społeczne, niedostrzegane przez polityków zachodnich, lub błędnie interpretowane (jako oznaka „wybuchu” demokracji w stylu zachodnim).  Z drugiej strony, bez zmiany tej polityki, nie da się osiągnąć pokoju i stabilizacji. Te mogą być tylko osiągnięte poprzez mądrą (to znaczy wielo aspektową i wielopoziomową, zróżnicowaną w zależności od miejsca itd.) politykę międzynarodową. Oczywiście w ramach tej polityki działania zbrojne są także koniecznością, ale muszą być częścią – elementem polityki i dawać efekty w postaci postępów politycznych, a nie być celem lub odpowiedzią na działania przeciwnika. Wojna trwa i przeciwnik ma coraz lepsze metody i narzędzia by „nas” atakować. Jednocześnie wielu z nas nie zdaje sobie sprawy jak wielu sojuszników mamy po „tamtej” stronie. Sam znam wielu Syryjczyków, Egipcjan, Libańczyków, Palestyńczyków czy Turków, którzy nieustannie pokazują wołając do „nas”, że tolerując radykalizm w świecie Zachodnim, pozwalając na marsze islamo-faszystów nawołujących do obalenia demokratycznych władz i ustanowienie w to miejsce prawa szariatu, szanując swobody obywatelskie poprzez nie umieszczeni podsłuchów w miejscach gdzie dochodzi do propagowania nienawiści,, obalając dyktatury na Bliskim Wschodzie – sami generujemy zagrożenia! Co więcej po stracie, naszą złość kierujemy przeciw tym, których łatwo dosięgnąć (o czym pisałem w tekście o Charlie Hebdo), a więc Muzułmanów modlących się w Meczecie, dzieci muzułmańskie w szkole, kobiety, często nauczycieli, lekarzy, którzy tak jak my boją się ekstremistów i terrorystów. Prawdziwy przeciwnik to ten, kto traktuje nas jako wroga i w tej wojnie wcale nie jest tak nieuchwytny jak się zdaje. Nie możemy jednak tego przeciwnika upatrywać w dyktatorach, grupach nie skłonnych do współpracy gospodarczej z Zachodem, czy tych, którzy chcą zwiększyć swoje wpływy w danym regionie. Trzeba wreszcie oddzielić zagrożenia ekstremizmem i terroryzmem od interesów gospodarczy, wpływów geopolitycznych itd. Pozwalając na decydowanie, społeczeństwom i na samodzielność wielu państwom, traktując ich jak partnerów ale skupiając się na zniszczeniu faktycznych centrów ekstremizmu i terroryzmu, a więc rezygnując z wojen ekonomicznych/surowcowych a w to miejsce tworząc prawdziwą koalicję przeciwko ekstremizmowi, oraz wdrażając strategię podobną do tej jaką zaproponowałem na początku tekstu, jestem pewien, że nie więcej niż pół roku wystarczyłoby aby znikło tzw. Państwo Islamskie, Al-kaida, Al-Nusrah, Al-Kaida Islamskiego Maghrebu czy Al-Kaida Półwyspu Arabskiego. Przy tym zamożność Zachodu i możliwości wpływania na politykę nie musiałyby aż tak się obniżyć jak obawiają się tego zachodni liderzy.

     Oczywiście wiem też doskonale, że tak się nie stanie. Społeczeństwo będzie chciało wojny i ją dostanie. „Wojnę tabloidową” w której zginie wielu „terrorystów” – w więc ludzi mieszkających na Bliskim Wschodzie – niekoniecznie nawet „złych” Muzułmanów. pomiędzy nimi trafią się osoby powiązane z masakrą w Paryżu. Nikt nie powie w Europie, że takich samych jak tych, których dosięgniemy, jest na Bliskim Wschodzie tysiące, więc zagrożenia nie zmniejszymy ani o pół procenta. W ten sposób na chwilę „odbudujemy” jednak poczucie bezpieczeństwa. Będzie ono rosło wraz z każdym zabitym „terrorystą” o czym będą głosić politycy – tak samo jak tabloidy. W istocie przygotujemy grunt pod kolejne zamachy – coraz bardziej krwawe, coraz łatwiej przeprowadzane i coraz bardziej… prowokujące do kolejnych wojen. Ekstremiści – jak sama nazwa wskazuje posiłkują się skrajnościami – chaosem, wojną, bezprawiem, biedą, zamieszaniem geopolitycznym i światopoglądowym, fałszywymi treściami przekazywanymi pod pozorem religii. To daje im się i to uzyskują dzięki wojnom i wtedy swojemu radykalizmowi.

Przyczyny wojen

strategiepetroliereGF

W wielu moich tekstach wyrażałem przekonanie, że ani religia ani też ideologia nie są podstawowymi źródłami konfliktów. Religie mogą przecież funkcjonować obok siebie bez konfliktów, a nawet nietrudno znaleźć w nich zasadnicze zbieżności bardzo ułatwiające pokojową koegzystencję.

Spory w tym obszarze mogą więc być jedynie domeną teologów lub historyków. Z kolei ideologie mogą rywalizować ze sobą na polu gospodarki, czy nauki. Można wówczas szukać uzasadnienia, który z systemów lepiej się sprawdza. W warunkach wyraźnych dysproporcji, można wzorem Chin łączyć i modyfikować system wewnętrzny odchodząc od filarów danej ideologii, a dzięki temu przyśpieszając rozwój wewnętrzny i możliwości współpracy międzynarodowej.

Zarówno ideologia jak i religia, mają więc dawać możliwość rozwoju wewnętrznego człowieka jak i społeczeństwa, podnosząc poziom ekonomiczny i cywilizacyjny w pierwszym jak i duchowy oraz relacji między ludzkich w przypadku drugim. Jednakże religia i ideologia stanowią też łatwe narzędzie wykorzystywane przez strony do kreowania konfliktów i mobilizowania społeczeństw do udziału w nich. Ideologia przyjmowana przez strony tak, aby ułatwiać zarządzanie danym społeczeństwem i aby umożliwić wraz z religią takie ukształtowanie społeczeństw, aby były skłonne do walki z przeciwnikiem o innej ideologii w imię „wyższych wartości”.

Częścią zarówno ideologii jak i religii można uczynić dążenie do rozszerzenia ich na inne społeczeństwa. Wszak chcemy się podzielić naszą „dobrą nowiną” albo naszym „wyższym poziomem cywilizacyjnym” z innymi. Z drugiej strony – u odbiorców tych „dóbr” pojawia się poczucie agresji ze strony obcej, agresywnej ideologii czy religii.

A więc dążenie do rozszerzania własnych mechanizmów i sposobów funkcjonowania, które uznajemy za najlepsze, na inne społeczeństwa, jest już elementem polityki, stanowiąc pas transmisyjny umożliwiający wykorzystanie ich przeciwko innym społecznościom. Wszak sam Arystoteles mówił, że:

„(…) (Ważne jest zbadanie) jaki jest najlepszy ustrój, jak się powinien przedstawiać, by jak najwięcej czynił zadość życzeniom, tudzież, jaki ustrój tym lub innym ludziom odpowiada”ks. IV, 1, 1, 2..

oraz

„Trzeba się bowiem zastanowić, nie tylko jaki ustrój jest najlepszy, ale i nad tym, jaki jest możliwy (…)” Arystoteles, Polityka, ks. IV, 1, 1, 3.

 Wszystko to można zastosować zarówno do kwestii wojny między państwami, ale też do walk frakcji lub całych partii politycznych. Prawdziwa walka toczy się jednak o to, o co toczyła się w czasach przedhistorycznych, w starożytności i średniowieczu, czyli  o „bogactwa” i władzę. Zależnie od danych polityków jedna wartość bądź druga może być ważniejsza, niemniej są one od siebie zależne i ze sobą nierozerwalnie związane.

Powyższa teza staje się łatwa do uzasadnienia, jeśli weźmiemy pod uwagę, że zarówno religia jak i ideologia nie stanowią żadnego uzasadnienia dla wojen. Dopiero chęć dominowania nad innymi jest powodem koniecznym dla rozpoczęcia konfliktu i do tego właśnie narzędziem najłatwiejszym są religia i ideologia. Aby mieć władzę nad sąsiednim społeczeństwem możemy wykorzystać kilka sposobów:

  1. Zachęcić odpowiednim systemem korzyści jakie z podległości wynikają.
  2. Zastraszyć za pomocą odpowiednich środków perswazji: od straszenia innym „gorszym” przeciwnikiem, poprzez korzyści dla władzy z wciągnięcia społeczeństwa w taki „system” współpracy, aż po pokaz siły i szantaż.
  3. Wojna i dominacja za pomocą sił zbrojnych, które umieszczają u władzy posłuszne woli agresora osoby.

Pierwsze dwa elementy występują zwykle wspólnie, trzeci jest ostatecznością z punktu widzenia humanitarnego, ale zupełnie powszechnym środkiem jeśli wziąć pod uwagę realia i bezwzględność tych, którzy do tej władzy dążą.

Zgodnie z twierdzeniem Clausewitza wojna jest jednym ze  środków do osiągnięcia celu politycznego. Jeśli tym celem jest władza, wówczas kwestia życia ludzkiego, niedoli tysięcy czy milionów ludzi nie jest niestety dla dążących do tej władzy żadnym argumentem przeciw. Takimi są jedynie środki odstraszania, zbyt duże straty własne (choć te są często zbyt późno przewidywane) lub brak korzyści politycznych.

Nowa (choć oparta na znanych z historii zasadach) doktryna wojny hybrydowej ułatwia w znaczny sposób łączenie wszystkich trzech ww. punktów. Świetnym przykładem (choć smutnym) może tu być interwencja zbrojna Rosji na Ukrainie. Właśnie za pomocą wojny, prowadzonej w taki sposób, aby wywoływać konflikty wewnętrzne i kreować pozory wojny domowej, Kreml tworzy warunki w których będzie mógł zastosować punkt 1 i 2. W sytuacji zupełnego upadku państwowości, chaosu wewnętrznego i wzrostu ekstremizmów, przy jednoczesnym zablokowaniu drogi do integracji z UE, odcięciu pomocy z USA za pomocą odpowiedniego przerzucenia zaangażowania dyplomatycznego i także militarnego na Bliski Wschód gdzie dotąd to USA realizowały swoje interesy, dla wielu Ukraińców rzeczywiście polityczny „powrót” do Rosji będzie korzystny. Z drugiej strony Rosja angażując się militarnie i dyplomatycznie w Syrii, nie ma oczywiście na celu walki z Państwem Islamskim, ale ugruntowanie swoich wpływów w tym pańśtwie i poprawienie relacji z Iranem „szachując” jednocześnie USA i po części Chiny.

Przy czym zwalczanie Państwa Islamskiego, którego odłamy są powiązane z państwami Zatoki jest w pewnym sensie korzystne dla Rosji ograniczając oddziaływanie Państw Zatoki powiązanych z USA. Wieści o porozumieniu osi Rosja-Iran-Irak-Syria jakie miało być zawarte w Bagdadzie, mogą o tym świadczyć.

Dzięki rosnącej roli Rosji w tym układzie, zwiększa się też prawdopodobieństwo włączenia się już oficjalnie Turcji do takiej współpracy. Byłoby to doraźnie korzystne dla Rosji, a zgubne dla Zachodu. Utrzymywanie niskiej ceny ropy przez Państwa Zatoki wskutek porozumienia z USA w ramach OPEC, jest jednym z powodów zaangażowania się Rosji po stronie Asada.

Teraz Rosja może zmusić USA do zmiany polityki, wywierając presję na forum międzynarodowym i pozorując swój udział w walce z terroryzmem. Jednocześnie Rosja przejmując inicjatywę na Bliskim Wschodzie odwraca uwagę od sytuacji na Ukrainie, umniejszając też znaczenie komisji w sprawie MH17 jak i swojego weta w ONZ w tej sprawie.

Zarówno wpływy jak i korzyści ekonomiczne są tu jedynym motywem działania władz Kremla i niestety wskutek krótkowzroczności Zachodu, nie są one pozbawione szans na powodzenie. Z drugiej strony Zachód w identycznym stopniu prowadzi walkę o wpływy i surowce nie licząc się z katastrofą humanitarną w Syrii i Jemenie oraz fatalną sytuacją w Iraku.

Interwencja zbrojna USA i sojuszników w Iraku, nie miała oczywiście nic wspólnego z promocją demokracji, czy pragnieniem usunięcia „złego” dyktatora, ale miała dać USA kontrolę nad ważnym geopolitycznie państwem pomiędzy Iranem i Syrią, którego władze nie były skłonne do współpracy z USA. Oczywiście ważnym czynnikiem do rozpoczęcia tej wojny było pragnienie państw Zatoki Perskiej do rozszerzenia dzięki USA swoich wpływów w Iraku i powstrzymanie rosnących aspiracji Iranu. Sam George W. Bush w książce „Decision Points” stwierdza, że nie mógł przewidzieć, że Iran tak skorzysta na interwencji USA. Niestety niedobrze to świadczy o samym prezydencie jak i procesie decyzyjnym jaki realizowano wówczas w  Białym Domu (Decision making process).

Sama wojna jak i korzyści związane z surowcami, dają olbrzymie możliwości wielkim koncernom zbrojeniowym, firmom paliwowym, a także bankom finansującym konflikty. Niestety w dalszej perspektywie traci na tym społeczeństwo, zagrożone terroryzmem, falą zdesperowanych imigrantów i rosnącym długiem publicznym.

Wsparcie militarne rebelii w Libii i Syrii także nie miało na celu likwidacji „złych” reżimów, ale usunięcie przywódców i ich grup politycznych, które nie były skłonne do współpracy z Zachodem na warunkach Zachodu. W obu przypadkach istnieje wiele świadectw, że zarówno w Libii poziom życia jak i swobody obywatelskie stały na jednym z najwyższych poziomów w całej Afryce, podczas gdy rodzina Asadów cieszyła się poparciem i autentyczną sympatią dużej części społeczeństwa – nie tylko Alawitów.

Zarówno Kadafi jak Asad rozwijali też dobre stosunki z państwami zachodnimi, choć starali się o konkurencyjność i suwerenność gospodarczą. W sytuacji gdy w obu tych państwach do głosu dochodziły grupy przeciwne władzy, Zachód (głównie Francja) zapraszał je na rozmowy w sprawie przyszłości tych państw. W obu przypadkach, przywódcy rebelii byli w stanie przekonać przywódców zachodnich, że formują rząd porozumienia narodowego i władza po dyktatorze będzie sprawiedliwa, demokratyczna i maksymalnie przyjazna dla Zachodu.

W istocie zapewne liczył się tylko ten ostatni argument. Sytuacja w Libii dobitnie pokazała absurd, hipokryzję a wreszcie także zagrożenia płynące z takiej polityki Zachodu. Mimo to w Syrii nadal realizowana jest polityka usuwania „złego” dyktatora.

Wreszcie przywódcy Państwa Islamskiego kuszą najemników z całego świata możliwością uzewnętrzniania i stosowania nieskrępowanej niczym przemocy, jak i wysokim standardem życia w wyniku dokonywanych podbojów. Ludzie ci egzekwują w brutalny sposób wprowadzone bardzo pierwotne zasady, których sami nie przestrzegają zamykając się w ufortyfikowanych osiedlach z dala od widoku coraz słabiej popierających ich sunnitów. Nie ma to nic wspólnego z religią, która ma jedynie dawać poparcie zmarginalizowanym i pozbawionym ochrony państwa sunnitom w Syrii i Iraku („Searching for Lesser evil”).

To tylko kilka przykładów, świadczących o tym, co leży u podstaw wojen. Zachód, który rzekomo wspiął się na wyższy poziom cywilizacyjny i nie dąży już ani do stref wpływów ani do wojen, oczywiście stosuje te piękne zasady tylko w relacjach wewnętrznych. Niestety jednocześnie słusznie postrzegany jest poza Europą jako główny promotor wojen. Z kolei z Rosją jest odwrotnie. Jako że nie dominuje, przez wielu na Bliskim Wschodzie postrzegana jest jako wyzwoliciel spod dominacji Zachodu, podczas gdy jedynym jej celem jest ustanowić własną dominację równie, a może jeszcze bardziej opresyjną.

W istocie Rosja, jako znacznie słabszy, ale posiadający broń nuklearną aktor stosunków międzynarodowych, nie chce konfrontacji z Zachodem, ale stosuje szantaż który ma jej umożliwić podział stref wpływów (nowa Jałta) i zapewnić pozycję mocarstwową dzięki dostępowi do surowców i przede wszystkim zyskaniu wpływu na ich cenę. To jest klucz do prawdziwej potęgi i władzy w rozumieniu geopolitycznym i globalnym, a nie „tylko” lokalnym.

O to toczy się gra, jednak uczestniczą w niej nie tylko państwa. Równorzędnymi aktorami, a może często ważniejszymi są wielkie międzynarodowe korporacje, banki i grupy społeczne odgrywające często rolę ponadpaństwowych uczestników stosunków międzynarodowych.

Byłoby wielkim błędem niedostrzeganie innych niż państwa, kluczowych aktorów na globalnej „szachownicy”. Trudniej analizować ich udział i wpływ na układ sił geopolitycznych, ale bez zrozumienia ich znaczenia widać tylko niewielki wycinek rzeczywistej partii „szachów” jaka się obecnie toczy.

Atak i eliminacja pionków przeciwnika jest zawsze elementem gry. Wojna jest nieodzownym elementem gry o władzę i będzie tak zawsze, ale społeczeństwo świadome historii, swej siły i sytuacji oraz mechanizmów, jakie są wykorzystywane aby je popychać do zabijania drugiego człowieka, może zatrzymać decydentów i zmusić ich do szukania innych – pokojowych dróg do budowania relacji z innymi.

„Zbijanie pionków” nie musi polegać na fizycznej eliminacji ludzi – całych grup społecznych czy religijnych, może być efektem walki ekonomicznej i zyskiwania sojuszników. Jednakże tylko społeczeństwa mogą zmusić decydentów do zmiany narzędzi wykorzystywanych w grze. Nie dajmy sobie wiec wmawiać, że wojna leży w „interesie narodowym” kogokolwiek.

Mapa zapożyczona z artykułu w Le Monde Diplomatique: Stratégies pétrolières et militaires américaines dans la région du Golfe, par Philippe Rekacewicz, novembre 2002 https://www.monde-diplomatique.fr/cartes/golfe2002

Do Blog

Zarys strategii bezpieczeństwa UE w kontekście kryzysu imigracyjnego

hqdefault

Polityka Bliskowschodnia, zarówno USA jak i UE, realizowana w pierwszych 15 latach XXI wieku była oparta działaniach doraźnych, uwarunkowana wewnętrznymi kwestiami państw zachodnich, a co za tym idzie nie posiadała żadnej strategii umożliwiającej działania skoordynowane i obliczone na długofalowy i trwały efekt. Skutkuje to dramatycznym pogorszeniem sytuacji zarówno w regionie: Decision making process in Iraq and its conseuences oraz Searching for the lesser evil in Syria ; Tzw. Państwo Islamskie – przyczyna czy skutek dramatu irackiego? jak i w Europie: Charlie Hebdo: Islam vs islamizm ; Imigranci w Polsce audycja radiowa . Poniżej przedstawiam kilka przedsięwzięć poziomu taktycznego, które składając się na strategię pozwoliłyby w moim przekonaniu na unormowanie sytuacji na Bliskim Wschodzie i radykalnego zmniejszenia zagrożenia ze strony radykalnych ugrupowań, a także pośrednio przyczyniłyby się do zmniejszenia fali imigrantów. Oczywiście jest to tylko zarys takiej strategii i z pewnością zawiera wiele luk. Jednakże przy odpowiedniej woli państw, jest możliwa do zrealizowania. Przytoczone kwestie  muszą być realizowane równolegle we wszystkich trzech warstwach (chyba że inaczej zaznaczono w tekście). Punkty nie stanowią więc kolejności chronologicznej:

I. Bliski Wschód – kwestie polityczne:

  1. Zakulisowe negocjacje z państwami GCC i Iranem w celu ustalenia współpracy. Obszar wstępnego porozumienia umożliwiający rozpoczęcie negocjacji: podział stref wpływów w regionie i uzgodnienie praw mniejszości sunnickiej i szyickiej tam gdzie stanowią one mniejszość. W razie braku porozumienia w kwestii Iraku i Jemenu plan awaryjny powinien uwzględniać konieczność podziału tych państw. W tej kwestii także konieczne negocjacje w tym samym gronie. Kwestia wytyczenia granic i ewentualnych przesiedleń oraz dostępu do miejsc kultu. Najlepszym efektem tych negocjacji byłoby uzyskanie współpracy obu stron w ograniczaniu ekstremizmu sunnickiego i szyickiego oraz zaniechaniu dążenia do  pozyskania broni masowego rażenia przez każdą ze stron.
  2. Utrwalać porozumienia z Iranem przy jednoczesnym kontrolowaniu programu nuklearnego oraz ograniczaniu wpływów Iranu w regionie.
  3. Wykorzystując porozumienie z Iranem natychmiast wznowić kontakty z reżimem Bashara al-Assada w Syrii. Uzgodnić mapę drogową dla Syrii:
  • jak wyjść z konfliktu przy zminimalizowaniu dalszych strat i tendencji rewanżystowskich,
  • porozumieć się z przywódcami FSA, którzy nie przeszli na stronę Al-Nusry i z nią nie współpracują (zapewne dotyczy to już niewielkiej ich liczby) oraz uzgodnienie z Assadem włączenia ich w struktury wojskowe Syrii.
  • ukierunkować wspólny wysiłek militarny przeciw PI,
  1. Doprowadzić do negocjacji między Turcją i Kurdami w kwestii państwowości kurdyjskiej i swobód Kurdów w Turcji oraz porzucenia przez nich działań terrorystycznych na terenie Turcji. W negocjacjach powinni uczestniczyć też przedstawiciele władz Iraku i Syrii. Obszar wstępnego porozumienia umożliwiający rozpoczęcie negocjacji: ustanowienie państwa Kurdyjskiego w północnym Iraku i Syrii.
  2. Utworzenie państwa Kurdyjskiego, którego granice powinny zostać wytyczone w wyniku porozumienia turecko-kurdyjskiego pod agendą ONZ. Jednocześnie ONZ powinna wysłać kontyngent do monitorowania porozumień i wyznaczyć punkty obserwacyjne wzdłuż wszystkich granic państwa.
  3. Wznowić i położyć duży nacisk na ponowne otwarcie w negocjacjach między Izraelem i Palestyną. Negocjacje muszą uwzględniać i angażować państwa uczestniczące w tym konflikcie poza samym Izraelem i władzami Autonomii Palestyńskiej – od UE i USA do Arabii Saudyjskiej, Kataru, Egiptu i Iranu. Doprowadzić do rozmieszczenia kontyngentu ONZ wewnątrz Strefy Gazy i Zach. Brzegu Jordanu oraz na granicach z Izraelem.
  4. Doprowadzić do negocjacji w kwestii stabilizacji sytuacji w Jemenie. Do tego celu konieczne jest włączenie do rozmów Iranu i państw GCC. Kontyngent ONZ do nadzorowania porozumienia i rekonstrukcji władzy.
  5. Dla osiągnięcia pkt. 5-7 pełna współpraca UE z GCC w kwestiach bezpieczeństwa. Doprowadzić do uzyskania dużego wparcia zarówno finansowego jak i militarnego (kontyngenty narodowe) z GCC.
  6. Duży nacisk i zaangażowanie UE i USA we współpracę z autorytetami religijnymi na Bliskim Wschodzie. Program stypendialny dla przywódców religijnych promujących „pokojową wersję” Islamu.
  7. Maksymalne poprawienie relacji z Egiptem. Dopiero w warunkach poprawy sytuacji międzynarodowej, osłabienia wpływów tzw. IS w Egipcie oraz ustabilizowania sytuacji w samym Egipcie stopniowe zwiększanie presji na swobody obywatelskie, prawa kobiet itd.

II. Bliski Wschód – kwestie humanitarne:

  1. UE i USA muszą podjąć się finansowania, organizacji i kontroli obozów dla uchodźców istniejących na Bliskim Wschodzie. Wzorem dla tych obozów powinien być model turecki jak zapewniający najlepszą organizację i warunki dla uchodźców.
  2. Negocjacje z władzami Iraku i Syrii, poparte wielką akcja propagandową i lub informacyjną dla uwzględnienia podmiotowości i roli politycznej mniejszości.
  3. Wsparcie finansowe i organizacyjne – za pośrednictwem organizacji humanitarnych o potwierdzonym autorytecie i efektywności dla odbudowy Iraku, Syrii i Jemenu. O modelu misji stabilizacyjnej z wykorzystaniem organizacji humanitarnych pisałem tutaj: Misje humanitarne i wojsko w misjach stabilizacyjnych.
  4. W miarę odbudowywania i stabilizowania politycznego Iraku, Syrii i Jemenu oraz powstawania Kurdystanu, akcja promocyjna dla przesiedlania się ludności z obozów oraz z emigracji do państw macierzystych.

III. UE i USA:

  1. Wprowadzenie „Ogólnego Monitoringu Uchodźców” na terenie UE. Od granicy zewnętrznej UE uchodźcy powinni być monitorowani za pomocą wszelkich dostępnych metod.
  2. Zakładanie tymczasowych kartotek uchodźcom na podstawie monitoringu z pkt 1. Dokumentowanie w nich wszystkich działań poszczególnych osób. Dzięki temu nawet gdy osoby te nie posiadają dokumentów, można zbierać dane na ich temat.
  3. Na podstawie „Ogólnego Monitoringu Uchodźców” profilowanie osób wzbudzających podejrzenia i poddanie ich inwigilacji w krajach do których ostatecznie dotrą.
  4. Bezwzględne egzekwowanie prawa w krajach UE bez tolerowania działań wynikających z różnic kulturowych. Np. Modlitwa w świątyni w wyznaczanym do tego prawnie miejscu, kwestie swobód religijnych i obywatelskich przestrzegane surowo, nawoływanie do nienawiści na tle kulturowym czy zmiany porządku konstytucyjnego państwa traktować z surowością.
  5. Osoby wzywające do ustanowienia Szariatu w Europie traktować tak samo jak grupy neofaszystowskie. Nie tylko nie pozwalać na to w warstwie publicznej ale zakazać prawnie.
  6. Poddać inwigilacji wszelkie miejsca kultu, gdzie istnieje najmniejsze prawdopodobieństwo, że dochodzi to zachowań z punktów 4 i 5. Działanie to powinno być ukierunkowane na wykrywanie szczególnie niebezpiecznych tzw. „uśpionych komórek” terrorystycznych

Czynniki umożliwiające wzrost roli Polski na arenie międzynarodowej

20150514_234819Niniejszy tekst stanowi uzupełnienie i rozwinięcie wcześniejszego artykułu: „Rola Polski w polityce międzynarodowej z perspektywy Strategii Bezpieczeństwa Narodowego 2014” (https://mmilczanowski.wordpress.com/2014/11/19/rola-polski-w-polityce-miedzynarodowej-z-perspektywy-strategii-bezpieczenstwa-narodowego-2014/). W Strategii Bezpieczeństwa Narodowego z 2014 roku, nie zakładano znaczącego zwiększenia roli Polski na arenie międzynarodowej, poza próbami oddziaływania w sprawach związanych z agresją zbrojną Rosji przeciwko Ukrainie. Wynika to z charakteru samego dokumentu jakim jest strategia, bowiem powinien on stanowić zestaw zapisów, jakie przy dostępnym zestawie narzędzi i mechanizmów oraz w danych okolicznościach powinien być możliwy do realizacji. Niemniej we wspomnianym artykule przedstawiono kilka działań realizowanych bądź przewidzianych do realizacji, jakie wiążą się z rolą Polski w środowisku międzynarodowym. Natomiast możliwy wzrost roli Polski na arenie międzynarodowej powinien stanowić meritum założeń doktrynalnych, leżących przede wszystkim w kompetencjach Prezydenta RP i możliwych do wykorzystania przez Premiera. Oczywiście w ramach doktryny niezbędne byłoby też kształtowanie strategii metodycznie prezentującej konkretne etapy działań. Konieczne jest jednak, aby środowisko polityczne w otoczeniu Prezydenta RP było nadal zdolne do kształtowania dobrych i skutecznych relacji z aktorami stosunków międzynarodowych, na podstawie doświadczeń historycznych i zaangażowania współczesnego Polski w wiele wydarzeń na całym świecie.
Niniejszy tekst prezentuje jedynie kilka przykładów na których można oprzeć budowanie współpracy międzynarodowej.

Polityka-dyplomacja
Zasadniczo ważnym czynnikiem umożliwiającym zwiększenie roli Polski na arenie międzynarodowej jest bardzo dobry obraz kraju za granicą. Na ironię zakrawa fakt, że ten obraz, postrzegany jest znacznie gorzej w samej RP i stał się elementem walki politycznej. Obraz Polski za granicą, budowany jest na podstawie wskaźników ekonomicznych, wizyt dyplomatów lub turystów z za granicy w Polsce, czy też znaczącym udziałem polskich polityków w ważnych gremiach międzynarodowych – jak funkcja przewodniczącego Rady Europejskiej sprawowana przez Donalda Tuska, czy przewodniczący Parlamentu Europejskiego którym w latach 2009-2012 był Jerzy Buzek. Bardzo istotne znaczenie w tym aspekcie ma też sposób prezentowania się polityków sprawujących władzę w kontaktach zagranicznych. Ważne jest też to, aby polskie stanowisko wobec agresywnej polityki Rosji było twarde i stanowcze, co wynika z polskiego doświadczenia i obecnej sytuacji geopolitycznej, jednak by nie było jednocześnie odbierane jako histeryczne i prowokacyjne, co nieuchronnie powodowałoby umniejszenie autorytetu RP i zablokowało możliwości oddziaływania na arenie międzynarodowej. Właśnie racjonalna polityka Warszawy wobec agresji militarnej Rosji przeciwko Ukrainie, wspierająca jednoznacznie Ukrainę, domagająca się jej uzbrojenia przez państwa zachodnie, ale nie utyskująca na prowadzone negocjacje z Rosją oraz nie „wpychająca” się na pierwszy plan tych negocjacji, skoro jest jasne, że są to aspiracje nierealne, jest znów gwarancją wzrostu możliwości RP na arenie międzynarodowej. Domaganie się kwestii nierealnych nie wpływa dobrze na wizerunek państwa, chyba że stanowi to część „gry”, w wyniku której osiągane są inne cele. Z drugiej strony podniesienie poziomu finansowania obronności i sukcesywne uzupełnienie sprzętu jak i reforma organizacyjna systemu obrony RP, świadczą o Polsce jak najlepiej, szczególnie (niestety) na tle południowych sąsiadów, którzy w tej kwestii i politycznie i militarnie działają niezdecydowanie i niejednoznacznie. Duże znaczenie polityczne dla autorytetu RP mają też zakupy sprzętu wojskowego. Przykładem z pewnością mogą być wypowiedzi polskich dyplomatów o powiązaniu zakupów z decyzjami podejmowanymi w Pałacu Elizejskim, na temat sprzedaży okrętów desantowych typu Mistral. Również przetarg na śmigłowce bojowe, mimo kontrowersji dotyczących korzyści dla firm polskich, miał duże znaczenie polityczne dla współpracy z najbardziej aktywnym militarnie krajem Unii Europejskiej jakim jest Francja. Jednoczesne decyzja o zakupie amerykańskich systemów obrony powietrznej, kolejne plany zakupów u najbardziej wiarygodnego sojusznika RP, a także wypowiedzi Ministra Obrony Narodowej Tomasza Siemoniaka w USA: „Zależy nam żeby za plecami stał najsilniejszy partner na świecie, który nie boi się Iskanderów”, (https://twitter.com/krawcowizna/status/600676677040091136) świadczą o realizmie i właściwej strategii realizacji głównych założeń reformy systemu obronnego RP.  Bardzo ważne w tym aspekcie jest ożywienie Trójkąta Weimarskiego, co zostało zapoczątkowane jeszcze na kilka lat przed Rosyjską interwencją na Ukrainie. Z jednej strony był to efekt zabiegów władz RP ale też świadczyło o wzroście znaczenia Polski. Niestety zarówno Partnerstwo Wschodnie jak i Grupa Wyszehradzka nie spełniają pokładanych w nich nadziei. W obu przypadkach trudno za taki stan rzeczy winić władze w Warszawie. Mimo niewielkich szans na sukces całościowy obu formuł współpracy międzynarodowej, mogą one przynosić efekty doraźne i cząstkowe.

Wojsko20150514_234149
Wiele wydarzeń, od historycznych po współczesne mogłoby być kanwą dla nawiązywania dobrych relacji w obszarze Bliskiego Wschodu i Afryki. Wbrew pozorom, Polska ma mnóstwo świetnych możliwości do nawiązywania dobrych relacji międzynarodowych, przekładających się na działania biznesowe, kontakty dyplomatyczne czy naukowe. Dzieje się tak dlatego, że wielu Polaków rozsianych po całym świecie, reprezentuje Polskę z bardzo dobrym skutkiem.
Ogromnie ważnym i pozytywnym reprezentantem Polski jest wojsko. Chodzi tu zarówno o historyczne wydarzenia jak i współczesne, gdzie żołnierze pozostawiają trwałe wspomnienia. Polscy żołnierze z kontyngentu ONZ w Syrii doskonale znali opowieści miejscowych o drzewach zasadzonych przez żołnierzy gen. Andersa po obu stronach drogi z Damaszku do Kuneitry, czy szpitalu wybudowanym przez Polaków w samej Kuneitrze. Jednocześnie żołnierze kontyngentu ONZ na Wzgórzach Golan, zarówno w Syrii i Libii cieszyli się także dużą sympatią miejscowych. Nawet misja wojskowa w Iraku, która okazała się fatalna w skutkach dla samego Iraku, pokazała że Polski żołnierz może działać ze znacznie większym zrozumieniem dla miejscowej ludności niż wiele innych kontyngentów i dzięki temu także zaskarbiać sobie sympatię lokalnych społeczności (Misje humanitarne i wojsko w działaniach stabilizacyjnych na przykładzie interwencji w Iraku 2003-20… http://wp.me/p4y6QP-67). Slajd2Należy tu zaznaczyć, że nie była to wojna o zdobycie terytorium i pokonanie armii przeciwnika, ale misja stabilizacyjna w której właśnie jednym z warunków powodzenia było przekonanie społeczeństwa Iraku do współpracy w ramach nowych struktur państwowych. Co ważne także w Iraku istnieje pamięć o polskich inżynierach projektujących obiekty użyteczności publicznej co sprawia, że Polska ma pozytywne historyczne relacje z tym państwem.
Niewielkie kontyngenty wojskowe polskie pojawiły się też u boku sił francuskich w Mali i Republice Środkowej Afryki. Były to raczej gesty polityczne świadczące o wzmacnianiu współpracy z Francją niż realny udział w operacjach militarnych, niemniej jednak daje to możliwość oddziaływania w tych krajach, tym bardziej, że istnieją tam polskie placówki humanitarne i religijne.

Świat nauki

Rolę ambasadorów Polski pełnią  też polscy archeolodzy w Egipcie, Iranie czy kiedyś Iraku, a także ludzie nauki, którzy mimo bardzo niewielkich budżetów uczelnianych jeżdżą na stypendia, i inne programy naukowe reprezentując nasz kraj. Szczególnie dobrze znane są wykopaliska i sami badacze archeologii w Egipcie. Niezależnie od sytuacji politycznej, zagrożeń związanych z kolejnymi zmianami władzy w tym kraju, cały czas kontynuowane są tam prace i to zarówno w dużych miastach – jak Aleksandrii i Kairze, jak i na głębokiej prowincji jak starożytna Amarna czy rejony wschodniej Sahary z dala od zachodniego brzegu Nilu. Sukcesy polskich archeologów co raz pojawiają się w nagłówkach zachodnich gazet ale i w najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych a polscy archeolodzy stanowią czołówkę nauki światowej.

Wnioski
Bardzo mylnym jest sąd, jakoby na Bliskim Wschodzie swoje interesy mogły realizować państwa, które utrzymywały tam swoje kolonie, lub które posiadają strefy wpływów. Po pierwsze dawni koloniści często są postrzegani negatywnie i obecnie traktowani bardzo nieufnie bowiem są oskarżani o spowodowanie zapaści lub przynajmniej sporych zastojów ich gospodarek oraz o tendencje neo-kolonialne (oba zarzuty często nie są bezpodstawne). Po drugie państwa na Bliskim Wschodzie często szukają różnych możliwości i oczekują partnerskiej współpracy. Przykładem jest Egipt, który demonstracyjnie nawiązuje dobre relacje z Moskwą, ale nie zrywa relacji z Waszyngtonem, a wręcz przeciwnie zwiększa współpracę z USA także w obszarze militarnym. Podobnie państwa Zatoki Perskiej zrzeszone w GCC nawiązują dobre i obopólnie korzystne relacje z wieloma partnerami. Aby takie działania mogły przynosić możliwość trwałej współpracy i korzyści potrzeba jednak takiej doktryny, która zawierałaby różne etapy nawiązywania kontaktów i utrwalania współpracy, a nie jedynie doraźnych działań obliczonych na jednorazowe kontrakty. Wzorców jak takie dobre relacje wykorzystać jest wiele. Francuzie świetnie nagłaśniają działania swoich archeologów w Egipcie i wiążą z tym odpowiednie działania marketingowe i gospodarcze. Kontyngenty wojskowe pozwalają na nawiązywanie trwałych relacji z władzami kraju ale i regionów w danym państwie. Władza centralna nie zawsze ma mandat społeczeństwa i trzeba się liczyć ze zmianami, jednak dobre relacje z głowami rodów, przywódcami religijnymi w Iraku czy Afganistanie, mogą stać się dobrą podstawą kształtowania trwałej współpracy. Bardzo dynamicznie rozwija się obecnie Afryka i tam także są możliwości kształtowania dobrych relacji.